Homary nie umierają ze starości, organizm skorupiaka co kilka lat regeneruje się, to może być klucz do nieśmiertelności u ludzi.

Homary nie umierają ze starości, organizm skorupiaka co kilka lat regeneruje się, to może być klucz do nieśmiertelności u ludzi.

homarHomar jest nie tylko smacznym źródłem cennych składników, ale jak się okazało, może stanowić klucz do długowieczności, a może nawet nieśmiertelności. Jak się bowiem okazało, organizm skorupiaka co kilka lat regeneruje się do tego stopnia, że komórki wracają do stanu przed dojrzałością płciową. Jego metabolizm po prostu nie jest zaprogramowany na śmierć.

Ludzka komórka może replikować samą siebie około 50-60 razy, zanim ulegnie zupełnie zniszczeniu. Co za tym idzie, z czasem traci możliwość regeneracji i naprawy w tym samym stopniu, co młody organizm. Warunkuje to ilość telomerazy – enzymu rybonukleoproteinowego.

Substancja kodująca śmierć

To własnie ta substancja „koduje” to, ile pożyjemy. Z kolei najnowsze odkrycia naukowców wykazały, że pewien morski skorupiak – znany nam z talerza homar – regeneruje się wbrew logice, ponieważ w jego komórkach nie występuje zapis ograniczający jego żywotność.

Potencjalną nieśmiertelność homarom zapewnia wysoki poziom telomerazy, wyższy niż w jakimkolwiek innym organizmie żywym.

– Oczywiście, te skorupiaki umierają naturalnie – tłumaczy Simon Watt, biolog i prezenter TV, który przedstawił wyniki badań na brytyjskim Festiwalu Nauki w Newcastle – Ale umierają nie ze starości, lecz na skutek chorób lub… w garnku. Ich metabolizm zdaje się być niezaprogramowany na śmierć ze starości – podkreślił.

Cofa się w rozwoju co kilka lat

Naukowcy odkryli, że dzięki temu zwierzęta w wieku 20 lat „odnawiają” swój organizm od podstaw. Komórki wracają do stanu, w jakim się znajdywał przed osiągnięciem dojrzałości płciowej. Zamiast wedle logiki starzeć się, co siedem – osiem lat od pierwszej gruntownej regeneracji młodnieją przy każdej zmianie pancerza. Organizm homara podlega w dosłownym tego słowa znaczeniu cofaniu się w rozwoju.

140-latek żwawy jak roczniak

Typowy homar, jaki ląduje na naszym stole, waży zwykle od pół do kilograma. Tymczasem rekordzista złowiony w 2009 roku u wybrzeży Oceanu Atlantyckiego, ważył prawie 10 kilo, a jego wiek oszacowano na… 140 lat. Z kolei inny okaz, złowiony w 1977 roku, ważył przeszło 20 kilogramów, zaś jego szczypce były na tyle potężne, że bez trudu odcięłyby ramię człowieka.

Okaz z 2009 roku został przez naukowców szczegółowo przebadany. Naukowcy odkryli, że mimo znacznego wieku, homar był zupełnie zdrów i wyglądał jak gigantyczny odpowiednik kilkuletniego okazu. To właśnie dzięki temu badaniu zauważono, że homary zdają się być również zupełnie odporne na naturalne procesy starzenia, takie jak osłabienie szkieletu, ograniczenie zdolności do regeneracji czy zwykłe zapalenie stawów.

Dalsze badania, według naukowców, mogą być przełomowe dla medycyny. Naukowcy chcą sprawdzić, jak manipulacja poziomem telomerazy wpłynęłaby na leczenie raka, a także ciężkich uszkodzeń i chorób genetycznych.

Źródło: http://losyziemi.pl/homary-nie-umieraja-ze-starosci-organizm-skorupiaka-co-kilka-lat-regeneruje-sie-to-moze-byc-klucz-do-niesmiertelnosci-u-ludzi

Człowiek, który nie potrafił zapomnieć.

Człowiek, który nie potrafił zapomnieć.

mozgPamiętał wszystko, w tym nawet to, czego nie chciał albo nie rozumiał. Okazało się jednak, że jego przypadek był znacznie poważniejszy i to nie tylko w ramach problemu naukowego, ale również pewnego mrocznego sekretu. Szereszewski dzielił bowiem wspomnienia ze swoim drugim „ja”…

Johny Mnemonic z Rosji

W filmie pt. „Johny Mnemonic” opartym na powieści Williama Gibsona, tytułowy bohater posiada w mózgu chip, dzięki któremu staje się chodzącym bankiem informacji. Urodzony w 1886 r. rosyjski żyd, Salomon Szereszewski, mógł pełnić podobną rolę, choć w jego przypadku perfekcyjna pamięć była darem od natury.

Od urodzenia mózg Szereszewskiego nie dysponował opcją zapominania informacji, jednak wbrew utartym przekonaniom, iż tak doskonała pamięć musi iść w parze z geniuszem, Rosjanin dysponował całkiem przeciętnym intelektem. Nim błysnął swym talentem „niezapominania”, ten pochodzący z wielodzietnej rodziny niedoszły skrzypek pracował jako reporter w jednej z moskiewskich gazet.

Szereszewski dla ludzi, z którymi się spotykał sprawiał wrażenie roztargnionego, wstydliwego i zapominalskiego. Choć swymi niezwykłymi zdolnościami dysponował od dziecka, zjawił się w laboratorium psychologa dr Aleksandra Łurii dopiero jako 29-latek. Uczony badał jego zdolności przez kolejnych kilkadziesiąt lat, opisując go w literaturze psychologicznej jako „przypadek Sz.” Ich pierwsze spotkanie miało miejsce w stolicy ZSRR w latach 20. ub. wieku. Pewnego dnia do laboratorium Łurii przyszedł człowiek, który poprosił, aby zbadać jego pamięć. Jak się okazało, był to reporter jednego z sowieckich dzienników, Salomon Wieniaminowicz Szereszewski.

Młodego człowieka do psychologa wysłał naczelny redaktor gazety, który zwrócił uwagę na przedziwną rzecz. Okazało się, że pewnego ranka zauważył, iż Szereszewski nie notuje dawanych mu poleceń. Chcąc udzielić mu reprymendy za brak szacunku wobec przełożonego odkrył jednak, że reporter nie tylko pamięta swoje wytyczne, ale i polecenia wydane wszystkim innym osobom w redakcji. Ponieważ było tego bardzo dużo i zapamiętanie materiału wykraczało poza zdolności przeciętnego człowieka, Szereszewskiego wysłano na badania. Już podczas pierwszej wizyty u psychologa okazało się, że mężczyzna jest w stanie zapamiętać trzydziestoelementowy zbiór słów, przeczytawszy go zaledwie raz. Po kilkunastu latach okazało się, że w ogóle go nie zapomniał. Aleksander Łuria poświęcił Szereszewskiemu swą książkę pt. „Umysł mnemonisty: Mała książka o wielkiej pamięci”.

Pamięć bez dna

Przez wiele lat dr Łuria eksperymentował z niezwykłymi zdolnościami Szereszewskiego odkrywając, że zapamiętywanie długich ciągów liczb czy słów nie sprawia mu najmniejszej trudności. Mógł powtórzyć przekazaną mu (słownie, obrazkowo czy w innej formie) sekwencję o dowolnej długości, w dowolnej kolejności, a co najciekawsze, był w stanie przypomnieć sobie zapamiętywane ciągi, z którymi eksperymentował dzień, tydzień, rok a nawet całe lata wcześniej! Szereszewskiemu problemów nie sprawiało zapamiętywanie słów w innych językach, skomplikowanych wzorów, których nie rozumiał ani nawet dowolne wydłużanie ilości słów lub znaków, które polecono mu przyswoić.

Przekonawszy się po kilkunastu latach testów, że pamięć mężczyzny jest bezdenna, uczeni głowili się nad tym, w czym może tkwić jej sekret. Odkryto, że u Szereszewskiego zachodzą anomalne procesy zapamiętywania, a informacje są błyskawicznie i trwale przyswajane przez mózg. Dla niego samego było to dość uciążliwe a „Sz.” nie był w stanie poradzić sobie z nawałem wspomnień, gdyż jego mózg zwyczajnie nie był wyposażony w opcję zapominania.

Wspomnienia Szereszewskiego miały niekiedy bardzo niecodzienny charakter. Jeden z ciekawszych epizodów odnosi się do historii z wczesnego niemowlęctwa, jeszcze sprzed okresu, nim u dziecka wykształca się zdolność ostrego widzenia. Jak mówi, zanim zaczął świadomie rozpoznawać twarz swojej matki, Szereszewski „wyczuwał” ją w następujący sposób: „Aż do momentu, gdy zacząłem ją rozpoznawać był to tylko rodzaj uczucia, które można opisać jako stan gdy jest dobrze. Nie miała żadnej formy, ani twarzy – matka wyglądała jak coś pochylającego się nade mną, z czego płynęło dobro… przyjemność. Patrzenie na matkę przypominało oglądanie jej przez obiektyw aparatu. Na początku nic nie dało się rozpoznać i widać było tylko okrągłą mglistą plamę. Potem pojawia się twarz, a jej rysy stają się coraz bardziej widoczne…”

Jak się okazało, nadzwyczajna pamięć Szereszewskiego łączyła się ze zjawiskiem zwanym synestezją, która (mówiąc najprościej) jest stanem równoczesnego odbioru doznań zmysłowych, które zwykle występują oddzielnie. Łuria odkrył, że poruszenie jednego zmysłu aktywowało następne. „Sz.” odbierał zatem świat w zupełnie inny sposób niż przeciętny człowiek, a każde zdarzenie, słowo czy dźwięk wyzwalało w jego umyśle reakcję łańcuchową z potęgujących się doznań. Stwierdzono ponadto, że u Szereszewskiego nie występował podział na rzeczy widziane czy słyszane – otoczenie odbierane było przez niego wszystkimi zmysłami naraz. Synestezja towarzyszyła mu już od dzieciństwa. Jak mówił, kiedy nauczono go hebrajskiej modlitwy, której nie rozumiał, kolejne jej słowa pojawiały się w jego umyśle jako „kłęby pary albo rozbryzgi wody”.

W czasie jednego z eksperymentów zapytano go, jakie obrazy widzi po ekspozycji na działanie dźwięku o częstotliwości 30 Hz i natężeniu 100 db. Szereszewski odparł, iż początkowo „widział” odgłos jako wąski pasek w kolorze metalu, który stawał się coraz cieńszy i bardziej srebrzysty w miarę zwiększania częstotliwości. Przy 250 Hz synestetyk uznał go za „coś czerwonawo-różowego, w formie paska, o nieprzyjemnym smaku, jak solanka.” Taką reakcję wzbudzały u Szereszewskiego wszystkie inne dźwięki, od razu przybierając w jego umyśle widzialne formy.

Głosy ludzi również miały dla niego wyraźne kolory lub odpowiednie symbole. „Sz.” twierdził, że istnieją ludzie, „którzy mówią wieloma głosami, które brzmią jak całe kompozycje”. Także cyfry miały dla niego określony charakter lub kształt. Mówił, że: „jedynka wygląda mi na dumną osobę, dwójka na wesołą kobietę, a trójka na człowieka bardzo smutnego, choć nie wiem dlaczego”. Synestezja ujawniała się także podczas eksperymentów z pamięcią. Każdemu z wizerunków, jaki miał za zadanie sobie przyswoić, Szereszewski przypisywał obrazy, które następnie szeregował.

Niekiedy „przemieszanie zmysłów” przybierało formę, która utrudniała Szereszewskiemu normalne funkcjonowanie. Przykładem może być tu anegdota opowiadająca o tym, jak człowiek o perfekcyjnej pamięci wybrał się do sklepu po lody: „Pewnego razu poszedłem po lody. Przy ladzie zapytałem o dostępne smaki. Owocowe są! – powiedziała sprzedawczyni, ale w takim tonie, że zobaczyłem jak z jej ust wylatują węgle i sadza. Nie mogłem już myśleć o kupowaniu lodów.”

Drugie ja Salomona

Brytyjski pisarz Anthony Peake – twórca oryginalnej teorii na temat ludzkiej świadomości, zwraca uwagę na rzadko wspominany aspekt wspomnień Szereszewskiego. Podczas gdy większość uwagi zwrócona była na nieograniczone zasoby jego pamięci, niewiele uwagi poświęcano pewnym intrygującym lub wręcz mrocznym szczegółom, które były w nich zawarte. W niektórych relacjach pojawia się bowiem tajemniczy „on”, którego istnienie wskazuje, iż nie wszystkie wspomnienia mogły pochodzić stricte ze świadomości Salomona Szereszewskiego.

Przykładem może być historia „Sz.” o przeprowadzce. „Mam osiem lat. Przeprowadzamy się w inne miejsce, ale nie chcę jechać. Mój brat prowadzi mnie za rękę do taksówki, która czeka na zewnątrz. W środku siedzi kierowca, który przeżuwa marchew. Ale nie chcę odjeżdżać. Widzę, że on stoi w oknie mojego pokoju. Nigdzie się nie wybiera.”

W innym przypadku Szereszewski przypomina sobie sytuację, w której wybiera się do szkoły, widząc swoje drugie „ja”: „Widziałem siebie, podczas gdy on miał udać się na lekcje. Byłem zły, że tak się guzdra przed wyjściem.”

Kim był zatem tajemniczy „klon” Szereszewskiego, przejawiający się w jego wspomnieniach? Dla Peake’a wydaje się on być elementem naszej świadomości, którego nazywa „Daimonem”. Brytyjczyk twierdzi, że jest to twór nadrzędny wobec „Eidolona” – naszego ego, który dysponuje perfekcyjną pamięcią. Choć „Daimon” (dający się porównać z freudowskim superego) u większości osób pozostaje w ukryciu, niekiedy daje o sobie znać w postaci „wewnętrznych głosów”, sumienia lub przeczuć. Śladem po działalności tej dziwnej części naszej świadomości jest również zjawisko „filmu z własnego życia” – niezwykłe doznanie, o którym mówią ludzie, którzy otarli się o śmierć, oglądający realistyczne sceny z własnego życia, które przelatują im przed oczyma. Generowane są one właśnie przez „Daimona”, który przechowuje wszystkie nasze przeżycia. Mózg Szereszewskiego mógł w jakiś sposób mieć z nim stałe połączenie, a wszystkie jego wspomnienia pochodziły z obszaru pamięci, która u innych osób istnieje w sferze podświadomej i nigdy nie jest dostępna.

Łuria dobrze wiedział o „rozszczepie osobowości” u „Sz.” i uznał go za rodzaj psychologicznego „mechanizmu kopiującego”. Zdarzały się jednak przypadki, w których Szereszewski zdradzał bardzo intrygujące informacje o swoim „Daimonie”, z którym mógł się komunikować. Pewnego razu stwierdził: „Jeśli choć na chwilę się zamyślę, wtedy on mówi coś, czego nie powinien…” Peake sugeruje, że Rosjanin mógł, w przeciwieństwie do większości ludzi, funkcjonować cały czas jako swoja wyższa osobowość.

Nauczyć się zapominać

Co ciekawe, nawet pamięć Szereszewskiego miała pewne granice. Miał on przykładowo słabą zdolność do zapamiętywania głosów słyszanych w słuchawce telefonu oraz twarzy. Z tymi drugimi wiązał się bardziej złożony problem. Szereszewski bowiem nie tyle nie pamiętał jak kto wygląda, co przywoływał w swojej pamięci zbyt dużą ilość elementów charakteryzujących oblicze danego człowieka. Widok każdej twarzy wywoływał u niego proces związany z przypominaniem sobie każdego grymasu czy zmiany wyglądu zachodzącej z biegiem czasu. Również podczas rozmów telefonicznych mężczyzna wydawał się być „sparaliżowany”, gdyż każde usłyszane w słuchawce słowo przywoływało u niego mnogość synestetycznych obrazów i wspomnień.

Podobnie było z rozwijaniem i zapamiętywaniem metafor czy abstrakcyjnych koncepcji, takich jak choćby „wieczność” czy „nieskończoność”, które powodowały u Szereszewskiego chwilowy kryzys w „wewnętrznym systemie operacyjnym”. Wielką trudność przynosiło mu także czytanie wierszy lub wizualizowanie sobie fikcyjnych scen, gdyż, jak pisze Łuria „każde słowo lub wyrażenie przeobrażało się w intensywne wizualizacje i obrazy, które sobie nawzajem przeczyły. Patologiczna pamięć Szereszewskiego uniemożliwiała mu podjęcie regularnej pracy, czerpanie radości z literatury lub nawet zwyczajne abstrakcyjne myślenie.”

Perfekcyjna pamięć stała się dla „Sz.” przekleństwem. Przez wiele lat próbował pozbyć się z mózgu natłoku niepotrzebnych informacji, a także niemiłych przeżyć wykorzystując do tego różnorakie techniki, które nie zawsze okazywały się skuteczne. W swej wyobraźni starał się na przykład spisywać wspomnienia na kartkach i wizualizować sobie jak płoną. Niekiedy przynosiło to zamierzony skutek, jednak wydawało się, że Szereszewski nie jest w stanie usunąć ze swej głowy niczego, co raz się w niej zapisało. Dręczyły go także liczne problemy dnia codziennego. Człowiek, który pamiętał wszystko miewał trudności z czytaniem, gdyż każda litera i słowo wyzwalały łańcuch synestetycznych emocji, podobnie zresztą jak każdy inny incydent w jego życiu.

„Sz.” przez pewien czas występował jako estradowy mnemonista zadziwiający publiczność swymi niezwykłymi pamięciowymi zdolnościami. Nie przyniosło mu to oczekiwanej satysfakcji, przez co później rozpoczął pracę jako moskiewski taksówkarz. O końcówce życia, kiedy toczyła go choroba psychiczna, niewiele wiadomo. Data jego śmierci pozostaje nieznana. Przyjmuje się, że zmarł w okolicach 1958 roku. Jak na ironię, mało kto dziś pamięta o człowieku, który nie umiał zapominać…

Autor: Piotr Cielebiaś

Źródło: http://www.vismaya-maitreya.pl/zakryte_zagadki_czlowiek_ktory_nie_potrafil_zapomniec.html

Kamień filozoficzny.

Kamień filozoficzny.

zlotoPrzed czterema stuleciami ukazała się książka pod łacińskim tytułem: Artis aurifera quam chemiam vocant (O sztuce wytwarzania złota, czyli co nazywamy chemią). Tytuł odzwierciedla problem chemików, nazwanych alchemikami: jak wyprodukować złoto, lub inaczej mówiąc, jak metale nieszlachetne zamieniać w szlachetne. Alchemicy wiedzieli, że nie można sztucznie wytworzyć materiałów naturalnych, jakimi są metale. Mieli jednak nadzieję, że odkryją sposób ich przemiany. Ponieważ eksperymenty nigdy nie wychodziły, poszukiwali tajemniczych sił, przyprawy – dodatku, który pozwoli uszlachetniać metale tak, że przybiorą postać złota. Tą siłą poszukiwaną przez stulecia (do dziś nie znalezioną) był kamień filozoficzny (lapis philosophorum). Tylko z jego pomocą transmutacja może się powieść. Początki alchemii sięgają starożytności, giną w mroku mistyki i mitologii.

Już Egipcjanie osiągnęli wysoki kunszt w nawykach tajemnych. Donoszą o tym liczne papirusy. Hermes Trismegistos, „po trzykroć największy”, uchodził za twórcę wszystkich nauk i sztuk. Czy był on personifikacją idei siły identyfikowanej ze staroegipskim bóstwem Toth? Nic, więc dziwnego, że alchemia uchodziła za świętą, boską sztukę, opanowaną tylko przez kastę kapłanów, przez nich kultywowaną i znaną, co najwyżej synom królewskim, którzy powinni być wtajemniczeni w jej misteria. Astrologowie babilońscy łączyli alchemię z astrologią i magią; wzajemne stosunki między Słońcem, planetami i metalami, które przetrwały całe stulecia, mają starobabiloński początek. Zosimo z Panopolis, jeden z największych autorytetów, żyjących w IV wieku, napisał 28 ksiąg o alchemii, z których zachowały się tylko skromne resztki. W swoich mistycznych receptach mówi o utrwalaniu rtęci, o tinkturze, która zamienia srebro w złoto, jak też o boskiej wodzie.

W VII wieku Geber alias Jabiibn Hayyan objawił: Wszystko, co pali, wskazuje na siarkę wszystko, co roztapia się i przechodzi w stan pary – rtęć a wszystko to, co zostaje po spaleniu – sól. Złoto zaś tworzy się z połączenia bardzo czystej rtęci z małą ilością siarki. W średniowieczu alchemia jawiła się jako osobliwa mieszanka złożona z wiadomości empirycznych, magii, astrologii i teologii. Jednak zawsze na pierwszy plan wysuwała się idea uszlachetnienia metali. Ernest von Meyer pisał: O wykonalności tego ostatniego przekonano się przez stulecia tak bardzo, że prawie wszyscy, którzy poświęcili swoje siły chemii, a także wielu amatorów, pełni nadziei dążyli do osiągnięcia tego upragnionego celu. Występującą od początku w alchemicznych dążeniach domieszka astrologii i kabalistyki najlepiej świadczy o ich niedorzeczności. Alchemicy stwierdzili, że wiele metali można łączyć z innymi, tak że powstają stopy, – jak np. brąz. Jednakże nie wierzyli w istnienie metali podstawowych (dziś powiedzielibyśmy : pierwiastków metali).

W ich przekonaniu „czyste” metale były złożone z różnych składników. Do wytworzenia złota potrzebowano, więc tylko kompozycji odpowiedniej mieszanki. W tym celu eksperymentowali. Oczywiście nie otrzymali złota, lecz jedynie metal barwy złota, nieszlachetnego pochodzenia. Niezliczeni szarlatani korzystali z tego tricku. Jednak alchemicy poszukiwali wciąż kamienia filozoficznego. Produkty natury każdego rodzaju służyły jako surowiec i były przerabiane w ukryciu według recept tajemnych. Mimo to zatrwożeni, choć zafascynowani nowością ludzie dowiedzieli się, że dla powodzenia planów konieczne są wszelkiego rodzaju zagadkowe operacje ze smokami, czerwonymi lwami, białymi łabędziami i innymi wybranymi zwierzętami. Roger Bacon (ok. 1219 – 1294), angielski franciszkanin, twierdził odważnie, że kamień filozoficzny byłby zdolny do przemienienia metali nieszlachetnych w złoto miliony razy.

Arnoldus Villanovus (1235 – 1312),autor ‘’Rosarium philosophorum”, jednego z głównych dzieł o alchemii, poprzestał na setkach. Raimundus Lullus (1235 – 1316), którego pomawiano o pakt z diabłem, a którego kościół katolicki beatyfikował (został ukamienowany jako misjonarz – ma – hometanin) napisał w swoim „Testamentum novissimun” Weź odrobinę tego wybornego specyfiku, tak małą jak ziarenko. Wrzuć ją do tysiąca unicji rtęci – zamieni się w czerwony proszek. Z tego daj jedną uncję na tysiąc uncji rtęci, a znowu przekształci się w czerwony proszek. Ponownie wrzucając jedną uncję na tysiąc zamienisz wszystko w medykament. Z niego uncję na tysiąc uncji nowej rtęci biorąc, ją też w medykament zamienisz. Z tego ostatniego rzuć raz jeszcze jedną uncję na tysiąc uncji rtęci, a zamieni się ona cała w złoto, które będzie lepsze niźli złoto z kopalni. Zagadkowa siła kamienia filozoficznego nie miała granic. Uchodził za cudowny lek, do odczarowywania, utrzymywania zdrowia i przedłużania życia o czterysta i więcej lat. Czyż patriarchowie nie zawdzięczali, więc długiego życia swojemu bogactwu? Już arabscy alchemicy przypisywali właściwości lecznicze kunsztownie przygotowanemu złotu, nadającemu się w tej formie do picia. Nie można, więc było mieć wątpliwości, co do cudownych właściwości medycznych kamienia filozoficznego.

W średniowieczu pogląd ten splatał się z nadzieją na pomoc boską. Już w Piśmie Świętym znalazły się fragmenty, z których można wyciągnąć wniosek, że Mojżesz, jego siostra Miriam, a także Jan Ewangelista byli alchemikami. Może chodziło tylko o prawdziwą modlitwę? Alchemia rozwijała się niepohamowanie do końca średniowiecza. Uważano nawet za możliwe wydanie na świat istot żywych przy pomocy kamienia filozoficznego. Wówczas to zaczęła się alchemia oddalać od chemii i żyć własnym życiem, które nie miało nic wspólnego z nauką. Utrzymywała się jednak zdumiewająco długo – alchemiczne sesje odbywały się w Paryżu jeszcze w tym stuleciu, ale kamienia filozoficznego alchemicy nie znaleźli. Pomimo to ich zabiegi nie były całkiem bezużyteczne. Do ich przypadkowych odkryć należy destylacja alkoholu. Biała porcelana również pochodzi od „ twórców złota”. To Johann Fredrich Boettiger w Saksonii w XVII wieku otrzymał ją zamiast upragnionego kruszcu. Również odkrycie prochu przypisuje się alchemikowi Bertholdowi Schwarzowi, franciszkaninowi, który żył około 1430 roku.

Artykuł Amon Dla Strefa44.pl

Źródło: http://strefa44.pl/duch-zostal-nagrany-w-jednym-z-brytyjskich-pubow-przez-kamere-cctv/

Hybrydy ludzi i zwierząt katastrofą naszych czasów.

Hybrydy ludzi i zwierząt katastrofą naszych czasów.

hybrydaNaukowcy w różnych krajach tworzą dziwaczne hybrydy ludzi i zwierząt, które mogą zasiać panikę w społeczeństwie. Tylko przez ostatnie 10 lat postęp w sferze inżynierii genetycznej przeraził naukowców i zwykłych obserwatorów.

Obecnie stworzenie nowych form istnienia jest dostępne nawet dla studentów w domowych warunkach. Prawo nie nadąża za działalnością naukowców. Tymczasem naukowcy na całym świecie nie mogą się doczekać, aby pokazać swój nowy twór światu – ujawnić to, co niedawno wyglądało na absolutną fantazję.

Z kolei te nowe formy istnienia nie są nielegalne, lecz mogą stwarzać niebezpieczeństwo dla społeczeństwa. Nie można przewidzieć skutków ich potencjalnego rozmnażania się.

Oto jeden z przykładów: naukowcy stworzyli myszy z sztucznym ludzkim chromosomem. Uznano to za przełom, który może zaowocować pojawieniem się nowych sposobów leczenia szeregu chorób. Jak pisze portal Lifenews.com, naukowcy z Uniwersytetu Wisconsin osiągnęli duży sukces w przeszczepianiu komórek ludzkiego zarodka do mózgu myszy. Komórki zaczęły rosnąć, i z czasem wpłynęło to na rozwój inteligencji myszy. Gryzonie te mogą się wydostać z labiryntu i o wiele szybciej nauczyć się umownych sygnałów.

Pojawia się pytanie: czy praktyka przeszczepiania ludzkich tkanek zwierzętom niesie za sobą więcej korzyści czy ryzyka? Już obecnie jest oczywiste, że hodowanie ludzkich narządów w ciele zwierząt nie jest żadnym science fiction, lecz realnością. Japońscy naukowcy zaczęli wykorzystywać świnie do hodowania ludzkich narządów, cały proces trwa około rok.

Zgodnie z informacjami na stronie Infowars.com, w tym przypadku głównym celem jest zwiększenie liczby narządów dla potrzeb medycznych. Jednak japoński rząd stawia także inne zadania: obecnie przygotowuje postanowienia, pozwalające na rozpoczęcie badań, związanych z embrionami.

Portal Thetruthwins.com podkreśla, że jeśli ludzki narząd zacznie rosnąć w ciele świń, nie jest to już zwierzę w 100%. Natomiast ludzki narząd, który został wyhodowany w ciele świni, nie może być uważany w 100% za ludzki. Odbiorcy takich narządów będą musieli udzielać zgody na przeszczepienie hybrydowych narządów człowieka i zwierzęcia.

Następstwa stworzenia hybrydów zagrażają społeczeństwu zarówno teraz, jak i w przyszłości, lecz główne niebezpieczeństwo polega na niemożliwości prognozowania skutków utraty kontroli nad podobnymi hybrydami.

Jeszcze bardziej niepokoi to, że większość krajów nie ma ustaw, ograniczających tworzenie takich istot, co pozwala na ich niekontrolowaną produkcję. Ponadto nie przewidziano kary za szkody, które może wyrządzić taka istota.

Istnieje opinia, że zwierzęta, wykorzystywane do hodowania w nich narządów ludzkich są jedną z dróg do zniszczenia natury. W 2011 roku gazeta Daily Mail poinformowała o brytyjskich naukowcach, którzy stworzyli ponad 150 hybrydowych embrionów człowieka i zwierzęcia, lecz czytelników to nie zaniepokoiło.

Inne przykłady podano w czasopiśmie Slate: kozy dające ludzkie mleko, analna struktura anatomiczna, wyhodowana w ciele myszy oraz lekarze, tworzący ludzki układ odpornościowy dla zwierząt. Są to tylko projekty, o których wiemy. Prawdopodobnie, istnieją inne. Hybryda człowieka i zwierzęcia jest możliwa, lecz dyskusja nad tym, czy korzyści przewyższą potencjalne ryzyko nadal trwają.

Źródło: Głos Rosji
Źródło: http://alexjones.pl/aj/aj-technologia-i-nauka/aj-inne/item/21394-hybrydy-ludzi-i-zwierz%C4%85t-katastrof%C4%85-naszych-czas%C3%B3w

Fizycy doszli do wniosku, że czas nie istnieje.

Fizycy doszli do wniosku, że czas nie istnieje.

czasCzas dla każdego człowieka, jest z pewnością czymś realnym. Budzimy się rano, funkcjonujemy w ciągu dnia, a potem idziemy spać i większość z nas uważa, że we śnie czas również biegnie. Okazuje się jednak, że według ustaleń naukowców – czas jaki nam się wydaje, że znamy, po prostu nie istnieje.

Stare powiedzenie o czasie, który ucieka, wydaje się dobrze opisywać jego właściwość. Jednak, gdy powstała ogólna teoria względności Einsteina, która opisuje prawa fizyki, na dużą skalę, nagle okazało się, że to, co nam się wydaje może być dalekie od prawdy.

Fizyka kwantowa próbuje opisać zależności najmniejszych nawet cząstek we wszechświecie, a jej osiągnięciem jest miedzy innymi teoria dualizmu korpuskularno –falowego, stwierdzająca, że światło jest zarówno falą jak i cząstką. Przez wiele lat fizycy próbowali łączyć ze sobą obowiązujące ustalenia naukowe poszukując teorii wszystkiego, która bez względu na skalę układu opisuje wszystko we wszechświecie, jako ze sobą powiązane – od cząsteczek do galaktyk.

Już ponad 40 lat temu, wyprowadzono równanie Wheelera-DeWitta, z którego wynikało, że czasu jako takiego nie ma. Jednak ich odkrycie przez długi czas wydawało się zbyt kontrowersyjne, bo nikt nie mógł tego pojąć jak to możliwe, że czas nie istnieje na poziomie materii.

Nasz przywiązany do „szkiełka i oka” sposób postrzegania świata jest też podstawowym problemem w zrozumieniu koncepcji świata bez czasu. To co obserwujemy i to, co subiektywnie postrzegamy jako „czas” jest w rzeczywistości efektem wymiernych globalnych zmian w świecie wokół nas. Im bardziej zagłębimy się w świat atomów, protonów i fotonów, zrozumiemy, że pojęcie czasu staje się coraz mniej.

Według naukowców zegary, które towarzyszą nam na co dzień, z fizycznego punktu widzenia nie mierzą jego upływu, tylko pomagają nam w organizacji naszego życia. Teoria o nieistniejącym czasie jest nieco szokująca i trzeba sobie umieć to jakoś uporządkować, ponieważ w przeciwnym wypadku zadziała typowy psychologiczny mechanizm wypierania.

Gdy jednak zdamy sobie sprawę z istnienia takich zjawisk jak superpozycja kwantowa, czy splątanie kwantowe, to zrozumiem, że bez nas czas nie ma prawa istnieć i upływać, bo dopiero fakt świadomej obserwacji tego jak staje się wszechświat powoduje, że odczuwamy coś takiego jak upływający czas.

Źródło:
http://alexjones.pl/aj/aj-technologia-i-nauka/aj-fizyka/item/21951-fizycy-doszli-do-wniosku-%C5%BCe-czas-nie-istnieje

Eksploatacja złóż łupkowych powoduje trzęsienia ziemi.

Eksploatacja złóż łupkowych powoduje trzęsienia ziemi.

trzesienie

W Ameryce częściej dochodzi do trzęsień ziemi w stanach, które zawsze uważane były za spokojne pod względem aktywności sejsmicznej. W stanie Oklahoma od 2009 roku częstotliwość wstrząsów podziemnych zwiększyła się o kilkadziesiąt razy. Niektórzy naukowcy uważają, że aktywność sejsmiczna nie ma naturalnego charakteru, ponieważ związana jest ona z działalnością człowieka w sferze wydobycia gazu łupkowego za pomocą metody szczelinowania hydraulicznego.

Przed Bożym Narodzeniem Oklahomę znów nawiedziło trzęsienie ziemi o sile 4,5 stopnia. Wstrząsy o sile 5,6 stopnia zarejestrowano ostatnio w tym stanie zaledwie dwa lata temu. Według geologów, w latach 80. i 90. ten region był uważany za spokojny sejsmicznie. Jednak w ciągu ostatnich czterech lat aktywność sejsmiczna w stanie wzrosła około trzydziestokrotnie.

Dokładne przyczyny zwiększenia się liczby klęsk żywiołowych w Ameryce Północnej nie są znane. Uczeni nie wykluczają prawdopodobieństwa tego, że wstrząsy podziemne mogą być konsekwencją aktywnej ingerencji człowieka.

W Oklahomie znajdują się ponad 4 tysiące szybów naftowych i gazowych, skomentował sekretarz naukowy Instytutu Teorii Prognozy Trzęsień Ziemi i Geofizyki Matematycznej Rosyjskiej Akademii Nauk Aleksander Gorszkow:

Założenie, że aktywizacja aktywności sejsmicznej może mieć miejsce na terenach, gdzie prowadzi się wydobycie gazu łupkowego, z niczym nie koliduje. W Ameryce, w okolicach Denver w stanie Kolorado, na polach naftowych notowana jest silniejsza aktywności sejsmicznej przy zwiększonym wydobyciu.

W trakcie wydobywania ropy naftowej i gazu ze skał łupkowych najczęściej stosowana jest metoda szczelinowania hydraulicznego. W trakcie tych prac do szybu pompowana jest woda pod olbrzymim ciśnieniem. W wyniku skały nie wytrzymują ciśnienia i pękają, uwalniając surowce węglowodorowe. W zasadzie jest to nieduże sztuczne trzęsienie ziemi, które nie stwarza poważniejszego zagrożenia. Jednak na skalę przemysłową takie szczelinowanie może spowodować zmiany w strukturze skorupy ziemskiej. Naukowcy już od wielu lat dyskutują nad tym, do czego to może doprowadzić. Aleksander Gorszkow komentuje:

Efekt nasilenia się aktywności sejsmicznej dość często notowany jest w tych rejonach, gdzie prowadzone jest zagospodarowywanie na skalę przemysłową złóż ropy naftowej i gazu. To wynik tego, że dla zwiększenia wydajności do szybów pompuje się wodę. Zmienia to ciśnienie między pokładami. W efekcie powstają nowe pęknięcia i, jak się mówi, pokłady skalne zaczynają pękać. Przy tym może dochodzić do dość silnych trzęsień ziemi.

Przemysłowcy i rząd Stanów Zjednoczonych twierdzą, że podobne technologie są bezpieczne. Jednak nie zgadzają się z tym ekolodzy. Łączą oni eksploatacje złóż łupkowych z klęskami żywiołowymi i zanieczyszczeniem środowiska naturalnego. Ludność wielu krajów przeciwna jest stosowaniu metody szczelinowania hydraulicznego, podkreśla ekolog Aleksiej Jabłokow:

Te technologie są niebezpieczne dla środowiska. Tak zazwyczaj bywa przy wdrażaniu nowych technologii, ekolodzy mają olbrzymie wątpliwości, natomiast zwolennicy nowych technologii sugerują, że nie ma w nich nic strasznego. Uważam, że należy podejmować wszelkie dodatkowe kroki, aby nie doszło ani do osiadania powierzchni ziemskiej, ani do trzęsień ziemi, ani też do zanieczyszczenia wód gruntowych. Chociaż nie całkiem rozumiem, jak to się da zrobić.

Od 2008 roku wydobycie surowców paliwowych w Stanach Zjednoczonych zwiększyło się o ponad 50 procent. Mniej więcej w tym samym czasie Amerykanie zaczęli zwracać uwagę na coraz częstsze trzęsienia ziemi.

Źródło artykułu: Głos Rosji

Źródło:
http://alexjones.pl/aj/aj-technologia-i-nauka/aj-energia/item/18873-eksploatacja-z%C5%82%C3%B3%C5%BC-%C5%82upkowych-powoduje-trz%C4%99sienia-ziemi