thinking-272677_1920

Co jest realne i aktualne? – przeszłość, czy wspomnienie o niej, teraźniejszość czy wyobrażenie przyszłości, działanie czy myśl? Czy jesteśmy (w sensie bycia i stawania się) poprzez działanie, czy raczej świadczą o nas przede wszystkim fakty w postaci zdarzeń? Na ile jesteśmy odbiorcami wrażeń zmysłowych, na ile zaś kreatorami… Kreatorami czego? Niematerialnych obrazów, wyobrażeń, nie istniejącego realnie (już albo jeszcze) świata doznań? Jednym i drugim – na pewno, ale jak intensywnie jednym, a jak drugim? Na ile w naszym jednostkowym życiu zmysłowość i – nazwijmy to – duchowość wpływają na treść tego życia? W jakim stopniu jedno i drugie uznać możemy za najistotniejszy w danym momencie motor naszej aktywności?

Bywa, że dopiero po czasie, w trakcie pojawiania się pewnych refleksji, przemyśleń, analiz uzmysławiamy sobie, jak to kiedyś coś tam się wydarzało, działo, przebiegało, odbywało, i to zarówno w swojej zewnętrzności, jak i wewnętrzności. Coś na podobieństwo momentu otrząśnięcia się po udziale w jakichś szybko po sobie następujących sytuacjach, np. po katastrofie, żywiole (powódź, pożar), po koszmarze sennym itp. Lub nawet po jakimś dłuższym okresie, np. po kilku, czy kilkunastu latach życia, podczas którego nie miało się sposobności, ochoty, potrzeby na analizowanie przebiegu tego życia. Epizody, z których zdajemy sobie sprawę, gdy już się skończyły – ich tamto trwanie, dzianie się przede wszystkim, bo skutki, efekty mogą ciągnąć się jeszcze przez czas jakiś, jak te kręgi po wodzie po wrzuconym w nią kamieniu, jak echo, jak – brzydko, nieelegancko mówiąc – smród po gaciach, jak moralniak jakiś albo dostrzegane dopiero teraz światło dawno umarłej gwiazdy.

Cóż więc w tym naszym życiu, w tym naszym osobistym światku, najbardziej nas zajmuje? Pędzące i prześcigające się wrażenia, przeżycia toczące i dziejące się tu i teraz, czy ich pojawiające się po jakimś czasie obrazy, którym także określone przeżycia towarzyszą – w postaci tak mało uchwytnych (nie tylko w słowa) zjawisk, jak np. nastrój chwili, a w nastroju tym zapachy, kolory, kształty, oddechy, spojrzenia, gesty, niewypowiedziane słowami myśli. To, co było, ale i to, czego nie było. To, co było, ale czego się nie chciało. To, czego się chciało, a czego nie było. I wreszcie to, co było i czego jednocześnie się chciało. Fotografie i filmy w głowie, które dzięki oglądaniu tych rzeczywistych obrazów w albumie, czy ruchomych obrazów na taśmie dopiero się tworzą, bliskie wprawdzie nastrojom minionych chwil, ale jednak także inne, bo tworzone na nowo na bazie wspomnień. Coś, czego zmaterializować się nie da. Nie wiem, jak to jest u artystów np. malarzy, rzeźbiarzy itp., gdy spoglądają na swoje dzieło…

Myślę, że patrząc na nie otrzymują bodziec do ponownego odtworzenia w myślach tego, co chcieli w swoim dziele uchwycić, przedstawić. Lecz czy jest możliwe odtworzenie minionych ulotnych chwil? Czy rekonstrukcja szkieletu dawno wymarłego gatunku zwierzęcego go ożywi? Czy wspomnienie minionej miłości będzie w stanie odtworzyć chociaż ułamek chwili uniesienia podczas trwania tej już minionej miłości odczuwanego? Rekonstrukcja, chociaż najpiękniejsza, nigdy nie wskrzesi dawne rzeczywistości. Jakiś reżyser, a może aktor, wypowiedział się na temat odgrywania sceny śmierci. Stwierdził, że tego po prostu nie można zagrać. Można ją sfilmować, ale nie zagrać.

Różne rzeczywistości – ale która jest rzeczywista? Codzienny kierat podczas stąpania po ziemi, a jednocześnie chwile, podczas których o tym kieracie się zapomina. Treść życia, jego jakość, sens. Ten kierat to nie tylko krępująca zewnętrzność – lecz nie ona jest chyba najgorsza w tym wszystkim. Gorszy jest zapewne ów kierat w głowie, który sobie sami (i z pomocą rodziny, szkoły, kraju) narzucamy. I na dodatek uważamy go za jedynie słuszny czy konieczny, bo takie jest życie – tłumaczymy sobie. Także naszym własnym dzieciom tak tłumaczymy, ale także tym nienaszym dzieciom i doroślejszym, na których mamy jakikolwiek wpływ wynikający już niejako z naszej w jakikolwiek nadrzędnej pozycji, którą posiedliśmy z powodu jakiejś społecznej segregacji, z powodu różnych źródeł, różnych przesłanek, różnych zbiegów okoliczności, różnych przypadków.

Las, spacerowanie lub truchtanie, oddalanie niedołężności ciała i umysłu… Myślenie przeplatane niemyśleniem. Wyłączyć się chociaż na krótkie chwile ze świadomości. Być, nie zdając sobie sprawy z tego, że się jest, wtopić się i stopić się, stać się jednością z otoczeniem a jednocześnie niebyć (świadomościowo). Jest las, pusta plaża… a my cząstką tego – mrówką, kamyczkiem… Chciałoby się ptakiem… Nie ponad tym lub obok tego, ale w tym, w jądrze tego – jako współcałość. Byłaby to ucieczka od codzienności, czy może jednak powrót na chwilę podczas tej codzienności do siebie samego? Czy hobby to niepoważna zabawa podczas poważnego życia, czy może odskocznia do siebie podczas od „przepoważnionego” życia? Taki „skok w bok”. Ale do jakiego siebie? Do tego „prawdziwego” czy „wyobrażonego”? Ale który jest prawdziwszy, rzeczywistszy? Ten, którego odgadnąć nie mogę, czy ten zakorzeniony w moich wyobrażeniach o sobie?

Napisane przez: Włodzimierz Śliwiński

Włodzimierz Śliwiński
Nauczyciel, instruktor rekreacji ruchowej, organizator wczesnej edukacji ekologicznej dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Założyciel Koła Ekologicznego Sopockich Potoków.

Źródło:
http://www.przeglad.ca/2014/08/bezwiednie-wykonywanych-czynnosciach/