Pisanki na Marginesie – Sposób na Sposób Bycia.

Pisanki na Marginesie – Sposób na Sposób Bycia.

sprout-1136131_1920

Drogi Czytelniku, to nowy cykl artykułów dotyczący własnych przemyśleń, emocji i sposobu odnalezienia się w codziennej rzeczywistości.
Zapisane i skrzętnie notowane „Pisanki na Marginesie” niech będą przykładem i sposobem obcowania z samym sobą dziś i jutro.

Sposób bycia, a może sposób na sposób bycia, czyli nie „sposób na życie” mam na myśli, lecz sposób na ten wrośnięty we mnie sposób życia. Tak jak sposób na kogoś, kiedy nie tego kogoś mamy przede wszystkim na względzie, lecz siebie samego, tak jak sposób na wychowanie dziecka, w którym nie o dziecko idzie, nie o jego wychowanie, czyli nie o jego rozwój, lecz o dopasowanie dziecka do wychowawcy – do ojca, matki, belfra, człowieka do systemu.

Z jednego z filmów Bergmana:

Ona: – Czy wszyscy są zamknięci? Zamknięci w swojej skorupie – i ty i ja? Wszyscy?

On: – Człowiek zakreśla magiczny krąg wokół siebie. Życie ten krąg przebija. Człowiek zakreśla więc następny. Potem następny…

Jakże łatwo przychodzi nam nie raz i nie dwa dokonywanie sądów, dorabianie komuś łatek, szufladkowanie innych. Oceniając innych na zasadzie wartościowania, z pięknego lasu stwarzamy pożałowania godne karczowisko. Głusi, jak te pnie – chciałoby się rzec.

Pisarz do dziewczyny (z tegoż filmu):

Młode dziewczyny napełniają mnie smutkiem – tak wiele chcą.

Jasne i głębokie słowa, raczej wyrażone z ich pomocą myśli. Maksymy, aforyzmy, powiedzenia. Minimax – minimum słowa, maksimum treści (czasem aż „do szpiku kości”). Z drugiej strony niewerbalne „wyrazy” (mowa ciała) komunikowania się. W sposobie wyrażania słów można wyczuć (jeśli jest) fałsz, nieszczerość, grę, ale także i przeciwnie, nawet w rwanych, szarpanych, postrzępionych zdaniach można odczytać („wyczuć”) uczucia. Więcej nawet, bo i bez słów – spojrzeniem, gestem, „wyrazem” ciała można wyrazić jeszcze więcej. Uczucia nie potrzebują słów.

O te światy wewnętrzne idzie, i nie że złe to, że obok siebie w różnych światach żyjemy, ale że oderwane bywają, odizolowane. O te rozdzielające nas ściany, ścianki działowe na przykład w czterech ścianach domu… O to między innymi, że dialogi na cztery ręce między niemowlakiem a rodzicem, także gdy niemowlak już dziecięciem biegającym się staje, w sumie często żadnymi dialogami są, być nie są w stanie. Kręgi na wodzie nie przenikają się wzajemnie…

„Tak wiele chcą” młode dziewczyny… Wiele chcą dzieci, chcą także dorośli, chociaż ci ostatni mniej – dlaczego mniej? A może nie „mniej” lecz „więcej”? Smutni są ci, co wiele chcą, czy raczej smutny (ubogi) jest ten, kto tych innych tak odbiera, a może smutna jest rzeczywistość, którą tworzymy, a w której realizacja „chceń” jest utrudniona? Czy bywamy smutni z powodu nas samych – czy jako rodzice nieopatrznie przyczyniamy się do wychowania następnych smutasów?

Z opowiadania Morze Tadeusza Różewicza:

Jestem żywy – myślał Wiktor. – Więc to ja jestem żywy. Tylko ja mam w sobie ten wschód słońca. Różową mgłę nad czerwcowymi łąkami. […] Nie było, nie ma i nie będzie na całym świecie drugiego człowieka wypełnionego tymi obrazami. Każdy ma w sobie zwiniętą taśmę kolorowych i bezbarwnych filmów. Każdy film jest zmontowany wyłącznie w pamięci jednego człowieka. Ginie razem z nim. Nieśmiałe próby opowiedzenia za życia, wyświetlenia po śmierci są skazane zawsze na niepowodzenie. Fałszywe są światła, ujęcia, plany, dialogi.

W jakim stopniu mogą nam być pomocni specjaliści, i to nie tylko od „komunikologii”, abyśmy potrafili uświadomić sobie bogactwo tych obrazów malujących się w drugim człowieku? Jakże często nieopatrznym gestem wytwarzamy ścianę ciemności lub płot z drutu kolczastego między sobą a kimś bliskim, wytwarzamy gestem – niczym zdmuchnięciem delikatnego światła świecy. Jednak często właśnie w ciszy i ciemności można wyraźniej „poczuć” drugą osobę, jeśli ta ciemność i ta cisza są tylko zewnętrzne. W „jedno ciało i jedną duszę” stopiona matka z niemowlęciem – wtulone w siebie podczas zasypiania w ciemności i ciszy. Bez gestów, bez słów, bez spojrzeń w oczy… Teorie dotyczyć mogą często wszystkich „do kupy”, a zarazem nikogo konkretnego. O rodzajach potrzeb i uczuć można czytać przez całe życie, bo w tonach tomów o tym napisano. I nie „receptologów” jako autorów tych tomów mam tu na myśli, lecz uznanych autorów.

Ze Szkiców literackich Boya:

Łatwo zgadnąć, czym być może owa książka, zrodzona z nieczystych pobudek, a pisana przez osobnika dotkniętego brakiem „muzykalności literackiej”, i to nie tylko w sferze żartu i humoru! Ten człowiek nigdy nie wyczuwa tonu. W muzyce nie jest możliwe, aby ktoś bez słuchu mógł się zajmować muzyką; w krytyce literackiej zdarza się to, niestety. Stąd interpretacja pana Irzykowskiego, jaką torturuje moje teksty, jest nieustannym fałszem (…).

Radość zapędzana w kozi róg, radość skrywana w skorupie, zasieki chroniące wewnętrzność przed zewnętrznością. Zamknięcie, odgrodzenie się azylem radosnej wolności, wolnej radości.

Pamiętaj o tym, że twoje swobodne i wolne od zajęć chwile
obciążone są największymi zadaniami i odpowiedzialnością.
św. Augustyn

Napisane przez: Włodzimierz Śliwiński

Włodzimierz Śliwiński
Nauczyciel, instruktor rekreacji ruchowej, organizator wczesnej edukacji ekologicznej dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Założyciel Koła Ekologicznego Sopockich Potoków.

Źródło:
http://www.przeglad.ca/2014/06/pisanki-na-marginesie-sposob-na-sposob-bycia/

Pisanki na Marginesie – Kobieta też Człowiek

Pisanki na Marginesie – Kobieta też Człowiek

beauty-1319951_1920

Kobieta też człowiek, więc moje oczekiwania wobec kobiety ludzkie są. Nie ma usprawiedliwień, żadnych usprawiedliwień typu słaba płeć, puch marny, że zmienna jest itd. Podobnie, gdy chodzi o facetów, ci przecież także tę naszą wspólną bandę krwiożerców tworzą. Bo człowiek to krwiożerca. Mark Rowlands w książce „Filozof i wilk” pisze, że nasza inteligencja głównie na usługach jedynej najważniejszej strategii życiowej jest, czyli jak oszukać bliźniego i jak nie dać się oszukać. Małpy i człowiek, czyli naczelne, to mistrzowie w oszustwie, wilk zaś oszukiwać nie potrafi. I teraz nie wiem, co znaczy słowo „ludzkie”, czy ono znaczeniowo bliższe małpiej czy wilczej natury jest.

Czy mi jakaś porządnie na odcisk nadepnęła w życiu czy nie? – nie o to idzie. Nie wilkiem człowiek człowiekowi, lecz co najwyżej małpą, która jednak i tak w oszustwach, w ilości strategii oszustw do pięt człowiekowi nie dorasta. Na szczęście z pewnych „przywar” młodzieńczości już się wyleczyłem, czyli z pewnych ideałów, które skądś w człeku za młodu, za dziecka się biorą. Jak z tymi bajkami dla dzieci marzących o księżniczkach, o księciu na białym koniu lub tym podobnych, czyli o wydumanych sielankach życiowych, sielankach psychicznych. Dopiero wiele lat po tym moim ozdrowieniu (wyleczeniu) natknąłem się na ciekawy cytat z Ciorana: „Kiedy wychodzę na ulicę, pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to – eksterminacja”, czyli jeno potwierdziły się wnioski moich doświadczeń, z obserwacji życia, jednak słowo eksterminacja w tym kontekście do głowy mi nie przychodziła. Często jednak dosadnie, a hukiem coś powiedzieć trzeba, aby właściwy wydźwięk to miało. I niekoniecznie na wielkie świństwa musiałem się napatrzeć, także żadnych szykan ze strony innych wobec mnie nie musiałem doświadczyć… Jak z tym wierzchołkiem góry lodowej… albo jak z Cuvier’em, który na podstawie jednej kostki szkieletu potrafił wydedukować obraz całego szkieletu, a nawet ciała pokrytego skórą zwierzęcia dawno wymarłego. Podobnie i tu, czyli wśród żywych – wśród pobratymców (jakie ładne słowo), bliźnich (też ładne) – wystarczą drobne, ledwo uchwytne, często skrywane (oszukiwane) gesty, zachowania (fałszywe), aby zorientować się, co w człowieczej skórze (jak w trawie) piszczy, czyli pod nią, czyli jaka dusza w człeku się skrywa.

Czy jest to rezygnacja z jakichś wyższych wartości? Gdyby tak, to gryzłbym się, zamęczał, bo i tak ideał siedziałby we mnie korzeniami. Wyleczyć się nie znaczy zrezygnować, a potem i tak cierpieć, że się tego czegoś z czego się zrezygnowało nie ma. Nie. Wprawdzie proces to długi, ale nie do końca przypominać musi leczenie chorego. To zmiana punktu, sposobu widzenia, czyli nie świat do moich wyobrażeń staram się naginać i z nim walczyć, lecz prawie odwrotnie, bo o dostrzeganie realiów idzie. Jeżeli bowiem jest się w dżungli, trzeba przyjąć to do wiadomości. Człowiek to często swołocz, cham, świnia, bandyta, morderca… i nie o wyjątki czy mniejszość teraz idzie, lecz o jego (człowieka) potencjał. Sobie „Do Przyjaciela” (zabitego w grudniu 1970 r. w Gdyni) dawno temu zapisałem: „jeszcześ nie zdążył stać się sobą, poznać się z dobrem co w człowieku drzemie – tak przecież nas uczono”. Jakie dobro w człowieku? Co nam do głów wkuwano? Kto mi tak za młodu nawciskał tych mądrości, że w tego dobrego człowieka wierzyłem? Czy znaczy to, że teraz na każdym kroku widzę w każdym obok mnie człowieku typa spod ciemnej gwiazdy, a w każdej kobiecie obłudnicę? Nie, to byłoby uprzedzenie. Wprawdzie zasadne, ale w pojedynczych przypadkach mogłoby okazać się niesprawiedliwe, bezpodstawne. Paradoks to w jakimś sensie, gdyż pomimo iż wiem, jacy potrafią być ludzie, jak sobie „pod czaszką” kombinują, aby drugiego wyprowadzić w pole, to jednak… Tak, dopóki się nie sparzę, nie za bardzo lubię dmuchać na zimne. Ten temat przerabiałem sobie także np. podczas mojej ostatniej pracy w szkole. Wiadomo, że studenci, część z nich, nawet może poważna część… a może niekoniecznie aż taka część… czyli że jakaś część z nich chciałaby się prześlizgnąć, czegoś nie wykonać, dojść do celu najniższym kosztem… I nie powiem, aby studentki okazywały w tym względzie mniejszą wyobraźnię od studentów, mniejszy tupet, mniejszą bezczelność. Bywają pod tym względem nawet „lepsze” od chłopaków. Studentkom raczej przyglądałem się z boku, czyli ich zajęciom z moimi koleżankami po fachu, bo ja miałem z chłopakami zajęcia, ale były zajęcia wspólne dla grup, jakieś potem zaliczenia, których byłem świadkiem.

Gdybym „przejechał się” na jakichś kombinacjach, na oszustwach skutecznych, czyli student wyprowadziłby mnie w pole, albo chociażby jedynie by próbował, to czy powinienem wobec następnych, czyli wobec pozostałych, wprowadzać od tego momentu powszechną podejrzliwość, czyli karać ich już na wstępie, „na zaś”, na zapas, bo a nuż któryś z nich chciałby mnie wykiwać?

A więc jak to jest? Okropni ci ludzie, bo egoistyczni, samolubni, a nawet gdy altruistyczni to i tak w ostatecznym rozrachunku dla własnej przyjemności ten altruizm wykorzystują, podstępni i co tam jeszcze najgorszego, ty zaś (do siebie się zwracam) jednak jakieś dobre wyobrażenie o ich możliwościach etycznych masz, bo krytykujesz ich według… No właśnie, według jakich norm, na czym się zasadzających – na dobru? Bo jeśli człowiek jest podstępny jak małpa, do tego okrutny, bydlę, świnia, to dlaczego mierzysz ich miarą dobra? Mówisz, że podli, a oczekujesz od nich zachowań niepodłych? W tym miejscu muszę się nieco zastanowić, czyli o pomyśleć, czy nie jest to tak, jak by np. kazać świni mówić ludzkim głosem; krowie aby rżała, koniowi aby robił muuu, beee albo meee! A jeżeli przyjąć, że wszyscy mają swoje za uszami, to niby dlaczego mieliby oczekiwać, żądać od innych, aby ci z kolei byli inni, czyli aby nie mieli czegoś swojego za uszami?

Kobieta nigdy nie wie, czego chce,
ale nie spocznie, dopóki celu nie osiągnie.
Jean-Paul Sartre

Jeżeli chcesz wiedzieć, co ma na myśli kobieta,
nie słuchaj tego co mówi – patrz na nią.
Oscar Wild

Napisane przez: Włodzimierz Śliwiński

Włodzimierz Śliwiński – nauczyciel, instruktor rekreacji ruchowej, organizator wczesnej edukacji ekologicznej dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Założyciel Koła Ekologicznego Sopockich Potoków.

Źródło: dzięki uprzejmości i za zgodą
www.przeglad.ca

Bo babci nie wypada…

Bo babci nie wypada…

womens-784130_1920

Według naszych uszczypliwych, nastoletnich pociech króluje przekonanie, że kobietę w wieku dojrzałym prędzej trafi snajper w środku zatłoczonego miasta, niż wypatrzy jakiś konkretny mężczyzna. Przecież mamy XXI wiek i o zadbanej kobiecie po 40. nikt nawet nie śmie powiedzieć – starsza pani, jak to bywało jakieś 30 lat temu. Wiele kobiet przekroczywszy tę granicę wiekową, myśli, że ich czas minął. Że nie warto dbać o dobry wygląd. Że już za późno na realizacje własnych marzeń… Ale bzdury! Jak nie teraz. To kiedy?

Odwieczny dylemat wnuki. Czy kobiety po 40-50 powinny całkowicie poświęcić się wnukom? Nie! To czas, kiedy kobiety nareszcie mogą zacząć życie na własny rachunek. To czas wolności i swobody. To czas dbania o siebie. A wnuczęta? A od czego są urlopy macierzyńskie, wychowawcze? Najwyższy czas, aby dziećmi zajmowali się rodzice. A babcie? Babcie są od rozpieszczania.

Kobieta około 50 nie powinna dać się zaszufladkować albo umieścić na półce starsza pani. Bardzo ważne, żeby sama o to walczyła. Miała swoją pasję, swój cel w życiu. Niezależnie od tego, czy jest gospodynią domową, czy pomaga wychować wnuki, czy pracuje zawodowo. Odchowała swoje dzieci i teraz powinna więcej czasu poświęcić sobie.

Jeżeli kobieta do tej pory nie używała kosmetyków, warto by odwiedziła kosmetyczkę. Jeżeli dawno nie robiła sobie badań, niech odwiedzi lekarza. Niech się obowiązkowo gimnastykuje, a jeśli z jakichś względów nie może, niech przynajmniej codziennie idzie na długi relaksujący spacer. Trzeba pamiętać, że w tym wieku ciało wymaga dużo więcej ruchu. Długotrwałe siedzenie za biurkiem, przy komputerze jest zabójcze.

A może warto wziąć się za naukę języków obcych, zacząć podróżować, wrócić do uprawiania swojego hobby. Może warto zacząć pływać na basenie, czy ćwiczyć w klubie fitness. Możliwości jest naprawdę wiele.

Stosowny makijaż to połowa sukcesu. Kobiety pięćdziesięcioletnie muszą pamiętać, że im mniej makijażu tym lepiej. Makijaż musi być bardzo fachowo zrobiony i tego też trzeba się nauczyć. Twarz musi wyglądać lekko, świeżo a makijaż powinien być ledwo widoczny. Trzeba pamiętać obowiązkowo o dekolcie, szyi i podbródku. Utrapienie – wiem. Ale do skorygowania. Wykonywanie pewnych ćwiczeń pozwoli nam nie tylko fajnie się poczuć, ale i dobrze wyglądać.

W pewnym wieku nie należy już nosić dżinsów. Kolejna bzdura! Nie ma takiego stereotypu, że kobieta około 50 nie może chodzić w dżinsach, czy w „bojówkach”. Pewnie, że nie będzie dobrze wyglądał przesadny luz, kiedy pięćdziesięciolatka, pojawi się w krótkiej koszulce, z pępkiem na wierzchu. No chyba, że brzuch ma gładki i pępek śliczny. Bardziej nieapetycznie w obcisłych dżinsach wygląda osiemnastoletnia dziewczyna, która waży 100 kilogramów. I to ona musi ubierać się stosownie, bo jej nie wypada chodzić z gołym brzuchem. Chociaż? To kwestia samoakceptacji.

A czy panie w wieku 60 czy 70 lat mogą chodzić w dżinsach? Absolutnie tak, jeżeli jest to pełne smaku. W świetnie skrojonych dżinsach nawet 70-cio latka wygląda doskonale.
To co zachwyca w krajach zachodniej Europy, to właśnie 70-cio i 80-cio letnie, przepiękne, zadbane starsze panie w dżinsach, sportowych ubraniach, tenisówki czy buciki balerinki, perfekcyjnie ułożone, wygodne fryzurki w pięknej dla tego wieku siwiźnie.

W takim razie, czego nie wypada? Nie wypada robić tego wszystkiego, co jest złe i szkodliwe dla społeczeństwa. Natomiast w modzie wypada wszystko, byle to robić z gracją.

Miłość po 50. Warto wiedzieć, że właśnie w tym wieku można z powodzeniem rozpocząć nowe życie. Można sobie znaleźć cudownego partnera i to bardzo często takiego, który po wielu złych doświadczeniach życiowych, jest o wiele bardziej wyrozumiały. Panowie w wieku lat 50-ciu czy 60-ciu, którzy poszukują dwudziestolatek na partnerki powinni zrozumieć, że są tylko bezzwrotną kasą zapomogowo pożyczkową dla tych młodziutkich dziewczyn.

Jednakże jest wiele przykładów, kiedy kobiety pięćdziesięcioletnie układają sobie życie ze wspaniałymi mężczyznami, którzy nie szukają partnerki młodej i tylko dla seksu, ale która będzie dzieliła z nimi codzienność. Uważam, że ten właśnie mężczyzna przez lata swojego życia przekonał się, że ,,dobre ciało,, to za mało. Że tak naprawdę afrodyzjakiem jest intelekt, wspólne zainteresowania, serdeczny uśmiech i podwójna radość z dnia codziennego…

Napisane przez: Anna Szymborska

Anna Szymborska
Dziennikarka, autorka cyklu wywiadów:
„Perły na emigracji”,”Cudze chwalicie swego nie znacie”.
Od 2009 roku promuje mało znanych, zdolnych wykonawców muzycznych.
Współorganizatorka imprez artystycznych.

Źródło:
http://www.przeglad.ca/2015/11/bo-babci-nie-wypada/

Czy kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa?

Czy kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa?

nebula-586306_1280

Mars i Wenus, dwie odległe od siebie Planety, które dzieli ogromna galaktyczna przestrzeń. Czy podobnie jest z mężczyznami i kobietami?

Podobno mężczyźni mają mózg o 10% większy od kobiet ale zawartość szarych komórek jest taka sama. Wniosek z tego taki, że komórki kobiece żyją w strasznym tłoku i czasem zwyczajnie nie ogarniają banalnie prostych sytuacji. Kiedy jednak dochodzi do sytuacji ekstremalnych są zwarte i gotowe do działania. Kierując się prostym rozumowaniem kobieta, zdaniem naszych uroczych panów nie zawsze logicznie myśli.

Dajmy na to nasza pani Wenus widząc stado krów pasących się na łące powie – jakie piękne krówki…natomiast pan Mars – o wołowinka mniam… Pozornie świadczy to o tym, że kobieta potrafi dostrzec tylko piękno krajobrazu ze zwierzątkami w tle. Natomiast mężczyzna, jak przystało na prawdziwego samca i przywódcę zobaczy w takiej krowie wyłącznie pożywienie a konkretnie…duszoną wołowinkę, zrazy zawijane i inne smakowite dania, które w efekcie i tak przyrządzi Wenus.

Od lat wizerunek kobiety za kierownicą budził szyderstwa a czasem nawet lęk wśród dominującej rasy męskiej. Kiedy kobieta kierowca wymusza pierwszeństwo, pan kierowca wali w klakson bez opamiętania i wrzeszczy – jak jedziesz głupia babo! Ale w sytuacji gdy to mężczyzna za kierownicą robi podobny manewr, jego kolega z tyłu naciskając hamulec podniesionym głosem mówi – co Ty robisz człowieku? Do tej sytuacji idealnie pasuje stare powiedzenie Panów, że ,,Świat dzieli się na kobiety i ludzi,,
Interesująca teoria ale tylko teoretycznie bo ciekawe ilu z Was ,, ludzi,, uniknęło zapłaty mandatu? Z autopsji wiem, że kobiety płacą rzadko…

Mając na uwadze różnice miedzy tymi dwiema Planetami najbardziej obrazowe są tak zwane sytuacje łazienkowe. Pan Mars przed wyjściem na imprezę, barykaduje się w łazience żeby dokonać z pozoru prostych czynności renowacyjnych. I tak zaczyna się lusterkowy dramat…przerywanie brwi, pielenie uszu, równanie wąsów, układanie włosów pod warunkiem, że nasz przystojniak je ma. Brak tego ważnego dla naszego przystojniaka upierzenia powoduje dodatkowo tracone minuty. Próby zaczesywania tyłu do przodu
nie przynoszą oczekiwanego efektu bez zastosowania super kleju. Długotrwałe szczotkowanie tylnych partii głowy w bliżej nieokreśloną łódeczkę w końcu przynosi pożądany efekt. Pozostało już tylko spryskanie się od stóp do głów markowymi perfumami i pozdrowienie się do lustra z szelmowskim uśmiechem – wow! ale jestem przystojny…

Tymczasem pani Wenus widząc kontem oka, że czas masakrycznych udziwnień jej partnera dobiegł końca prawie ślizgiem wpada do łazienki bo cholera, jeszcze sobie o czymś przypomni i wróci…

System Wenus w skrajnych sytuacjach typu 20 min do wyjścia jest niezawodny. Szybki prysznic, włosy w ręcznik, perfekcyjnie wykonany makijaż, zrobiony doskonałą techniką wprawnej ręki. Końcowy etap… fryzura na wpół mokra w artystycznym nieładzie, dosuniecie suwaka sukienki i gotowe. Rzucenie okiem do lustra żeby potwierdzić swoją doskonałość psuje pan Mars. Drepcze w korytarzu starając się nie ominąć żadnego lustrzanego odbicia, które utrzymuje jego stan samo zachwytu. Dzwoni kluczykami od auta co chwilę nawołując – Ile to można siedzieć w łazience? Szybciej! Jesteśmy spóźnieni! Jesteś taka niezorganizowana!

Jedynym orężem w rękach naszej Wenus po za urokiem osobistym jest spryt i manipulacja. Pan Mars nie ma szans z przebiegłością i upatrzonym celem pani Wenus.

Mając w zamyśle zakup opon do swojego kochanego auta pójdzie do sklepu odzieżowego ze swoją panią i kupi jej wystrzałową sukienkę, która w ogóle nie była w planach. Mało tego, sam dokona wyboru kreacji nie mając pojęcia, że tak świetnie zna się na modzie.

Można by tak bez końca wymieniać jak bardzo różnią się te dwie ,, Planety,, ale po co? Zejdźmy lepiej na ziemię. Wiadomo przecież, że od wieków te dwie półkule (pan i pani) idealnie do siebie pasowały…

Napisane przez: Anna Szymborska

Anna Szymborska
Dziennikarka, autorka cyklu wywiadów:
„Perły na emigracji”,”Cudze chwalicie swego nie znacie”.
Od 2009 roku promuje mało znanych, zdolnych wykonawców muzycznych.
Współorganizatorka imprez artystycznych.

Źródło:
http://www.przeglad.ca/2013/10/czy-kobiety-sa-wenus-mezczyzni-marsa/

Zawód – Utrzymanek.

Zawód – Utrzymanek.

money-256314_1920

W obecnych czasach, coraz więcej kobiet zarabia kwoty, o których niejeden mężczyzna może pomarzyć. Stereotyp kobiety, jako łowczyni męskich fortun ulega odwróceniu. Często zdarza się, że to mężczyźni stają się ich utrzymankami. I nie należy też do rzadkości, że łowią bogate panie dla ich pieniędzy. Bywa również, że w stałych związkach dotychczasowy macho staje się gosposią domową bądź kanapowym smakoszem piwa. A co irytuje najbardziej? To, że jest mu z tym dobrze.

Na ogół w naszej kulturze istnieje model społeczny zgodnie z którym mężczyzna, żeby być atrakcyjnym partnerem, powinien zarabiać pieniądze. Kiedy kobieta wychowuje dzieci, to jej możliwości pracy i zapewnienia rodzinie dobrobytu są ograniczone. Tak było od zarania dziejów. Jednak czasy się zmieniły. W jaki sposób?

Kasia poznała Jacka na koncercie. Człowiek orkiestra, grał na saksofonie. Wysoki, przystojny, inteligentny i bardzo dobrze ubrany. Miał nonszalancki styl bycia, nawet skarpetki zawsze wkładał w odpowiednim kolorze – szare, czarne, w kratkę. Przegadali całą noc. Opowiadał o muzyce. Już następnego dnia był u niej na kolacji, a chwilę potem w łóżku. Oboje lubili kuchnię azjatycką. Umówili się na wspólne gotowanie. Była nim zachwycona.

Gdy się poznali Kasia miała 38 lat, chociaż zawsze wyglądała młodziej. Jacek o dziewięć lat młodszy. Ona ekonomistka – codziennie tylko te cyfry, lokaty i procenty. On wprowadzał ją w inny, odmienny świat. Ciekawi ludzie, imprezy, dużo muzyki i podróżowania. Miał pomysł na każdy dzień roku. Tylko to wszystko było za jej pieniądze. Zdarzały się sytuację, kiedy wieczorem mieli wyjść na koncert, albo spotkanie ze znajomymi, wtedy ona wypłacała mu 200 – 300 złotych, żeby mógł zapłacić w barze – przecież mężczyzna powinien to robić. Nigdy nie dawała mu tych pieniędzy do ręki, bo to przecież krępujące, kładła na półce, zawsze w to samo miejsce…

Utrzymanek? – Badania starych plemion pokazują, że im lepszy myśliwy, tym większe powodzenie u kobiet. Poczucie bezpieczeństwa jest niezwykle ważną rzeczą. I nie zawsze budujemy je wyłącznie na środkach materialnych. Pożądani są również inteligentni i zaradni partnerzy, bo jeśli nawet dzisiaj nie są bogaci, to wiadomo, że można na nich polegać – twierdzi psycholog/seksuolog.

,,Dzisiaj bardzo często kobiety zarabiają więcej od mężczyzn i często mają problemy ze znalezieniem odpowiedniego partnera. Wybór jest ograniczony, bo z jednej strony ich wymagania są wysokie, a z drugiej mężczyźni boją się silnych i niezależnych kobiet, którym trudno zaimponować i przy których tracą pewność siebie oraz poczucie męskości,,

Dlaczego mężczyźni decydują się być utrzymankami kobiet? Duże znaczenie mogą mieć doświadczenia z dzieciństwa. Dzieję się tak, jeśli mężczyzna nie miał dobrego wzoru relacji między rodzicami bo np. ojciec nie był obecny w życiu dziecka – umarł albo odszedł. To kobiety, matka, czy babcia, były głowami rodziny, zarabiały pieniądze i zajmowały się dziećmi. Zna tylko takie relacje i może szukać ich w życiu dorosłym. Dla niego zupełnie naturalną sytuacją jest, kiedy kobieta utrzymuje rodzinę. Innym powodem może być lęk przed wchodzeniem w zbyt bliskie relacje z ludźmi, bo ci zawodzą, a wtedy poczucie bezpieczeństwa buduje na rzeczach materialnych. Jeśli nie potrafi sam ich zapewnić, będzie szukał partnerki, która da mu zabezpieczenie. Ale można też trafić na totalnego lenia i egoistę, dla kórego bycie na utrzymaniu kobiety jest wygodnym sposobem na życie.

Kasia wierzyła Jackowi, kiedy mówił, że podpisuje kontrakt, że będzie koncertować i w końcu zarabiać na swojej muzyce. Zawsze miało się to zdarzyć niebawem. Prosił o jeszcze chwilę cierpliwości, a ona miała i cierpliwość, i pieniądze. Przyjaciółka Kasi, powiedziała, że zna byłą dziewczynę Jacka, że on trzy lata na niej żerował. Kiedy prosiła, żeby znalazł pracę, zabrał swoje rzeczy i zniknął. Dziś wie, że to było do niego podobne. Wtedy powiedziała swojej przyjaciółce, że zazdrości jej, że jest z takim świetnym facetem. Zerwała kontakt z przyjaciółką. Ale łapała się na myślach, że Jacek może jej nie kocha, że jest z nią dla pieniędzy. Zdobyła się na rozmowę. Zapytała Jacka, czy podpisał już ten kontrakt. Powiedziała, że ma trudną sytuację w banku i lepiej by się czuła, gdyby oboje zarabiali pieniądze. Krzyczał, że tylko kasa jej w głowie, że chcę zniszczyć jego karierę, która jest już tak blisko, że teraz musi skupić się na graniu, nie może zajmować się pierdołami. Kasia wpadła w poczucie winy. Była przerażona, że odejdzie. A z nim życie było jakieś lepsze…

Jak się hoduje utrzymanka – Marek ma 40 lat, jest wysokim mężczyzną o nieskazitelnie wypielęgnowanych dłoniach. W swoim życiu nie przepracował ani jednego roku. Zawsze pracowały kobiety. Dziś pracuje jego żona. Nie wstydzi się tego, ale na rozmowę zgadza się niechętnie. Zastrzega, że chce zmiany imienia. Swoje poglądy wykłada spokojnie i zdecydowanie.

Kobiety chcą równouprawnienia, czyli mieć wszystko to, co faceci. Tylko, że jak facet utrzymuje kobietę, to wszystko gra, a jak ona pracuje, to już jest wielka burza. A kiedy mówi się, że kobieta, która zajmuje się domem nic nie robi, to od razu feministki oczy by wydrapały. Skoro kobieta może więcej zarabiać, to dlaczego facet miałby nie zająć się domem? W pewnym sensie to same kobiety wyhodowały sobie utrzymanka.

Z Ewą byli razem od ostatniej klasy liceum. Potem przyjechali na studia. Oboje zdawali na zarządzanie, ale dostała się tylko ona. Marek zdecydował się na politologię na prywatnej uczelni. Za szkołę płaciła jego mama, która mieszkała i pracowała w Nowym Jorku. Nie brakowało mu na nic. Ewa na piątym roku znalazła pracę. Pisała pracę magisterską i pracowała. Rodzice kupili jej mieszkanie. Kiedy kończyła studia miała już dobrze płatną pracę i własne mieszkanie. Marek przymierzał się do doktoratu, nawet zaczął pisać, ale nigdy go nie zrobił, pracy też nie znalazł.

– Nie jest łatwo po politologii znaleźć dobrze płatną pracę. Za to Ewa miała zawsze posprzątane mieszkanie i obiad na stole. Pieniędzy nigdy nam nie brakowało, bo ona bardzo dobrze zarabiała. Nie widzę problemu – mówi Marek.

Problemy zaczęły się, kiedy ona chciała dziecka, ale wtedy to Marek miałby iść do pracy, ale on nie miał takiego zamiaru. Co robił całymi dniami? Siedział w internecie, czytał, ogarnął mieszkanie i coś ugotował, a jak sam mówi gotować lubi i umie, mógłby być super szefem kuchni, chociaż nigdy nawet nie szukał pracy w jakiejś restauracji. ,,Ona nagle wyskoczyła z dzieckiem, nie przyszło jej do głowy, że ja może potrzebuję na to czasu. To było na maksa egoistyczne. Codziennie był tylko jeden temat – dziecko. Kto by to wytrzymał,,

W końcu rozstali się, Marek zamieszkał u swojego brata. Mama znowu nie odmówiła mu pomocy. Nawet zaczął szukać pracy, myślał o założeniu własnej firmy, bo przecież po politologii o pracę nie łatwo, tym bardziej jak ma się 40 lat i nie przepracowało ani jednego dnia. Ale poznał Lucynę. Prowadzi własną firmę, ma dwie kwiaciarnie. Marek czasami jej pomoże, przywiezie kwiaty, ale najczęściej jest w domu.

Psycholog/seksuolog jest zdania, że jeśli mężczyzna zarabia mniej, ale ma ciekawą osobowość, czy prestiżowy zawód, to może być interesującą partią. Para prowadzi wtedy ciekawe życie, on zaspokaja potrzeby intelektualne swojej partnerki, a także bliskości i seksu. Pieniądze dla niej nie stanowią problemu, bo potrafi je zarobić. Jeśli związek opiera się na szczerości, wzajemnym poznaniu i zaspokajaniu potrzeb, to taki może być satysfakcjonujący i trwały, pomimo różnic w dochodach.

Co w takim razie, jeśli pieniędzy ciągle brakuje na dostatnie życie? A kobieta ciężko pracuje często ponad swoje siły. Czy na pewno wystarcza jej ,,ciekawa osobowość,, leżąca na kanapie? Nie jestem w stanie wgryźć się w intelekt każdej kobiety. Ale myślę, że psychologia w tym przypadku dalece odbiega od rzeczywistości…

Napisane przez: Anna Szymborska

Anna Szymborska
dziennikarka, autorka cyklu wywiadów:
„Perły na emigracji”,”Cudze chwalicie swego nie znacie”.
Od 2009 roku promuje mało znanych, zdolnych wykonawców muzycznych.
Współorganizatorka imprez artystycznych.

Żródło:
http://www.przeglad.ca/2016/03/zawod-utrzymanek/