Wielu Polaków żyje w dwóch domach w dwóch stanach, na przykład w Nowym Jorku i na Florydzie. Dlaczego podejmują decyzję o wyjeździe na Florydę i życiu w rozkroku? Czy potem decydują się żyć na Florydzie na stałe? Ile czasu zajęło im sfinalizowanie takiej decyzji? Czy to była dobra decyzja, nie żałują, że ją podjęli? Pytań jest więcej… Spróbowaliśmy znaleźć na nie odpowiedź. Rozmawialiśmy z kilkoma rodakami. Wszyscy chętnie opowiadali o swoich decyzjach, o swoich losach, ale niektórzy prosili o zachowanie ich nazwisk tylko do wiadomości redakcji.

Każdy podejmuje tego typu decyzje na podstawie własnych doświadczeń, z myślą o spokojnej przyszłości – to oczywiste. Wnioski stąd płynące mogą być wskazówką i inspiracją dla innych osób, które chciałyby coś zmienić w swoim życiu, lecz brakuje im motywacji bądź odwagi.

FLORYDA SPRZYJA POLAKOM, A POLACY KOCHAJĄ FLORYDĘ
Na Florydę przeprowadza się coraz więcej Polaków. Liczbę mieszkańców o polskich korzeniach szacuje się już w tym stanie na około 900 tysięcy.
Polacy wybierają Florydę ze względu na walory klimatyczne, ale nie tylko. Floryda jest jednym z dziewięciu stanów USA, w którym nie wymaga się płacenia podatku dochodowego. Jest to szczególnie atrakcyjne dla właścicieli małych i średnich biznesów. Wielu z nich – po obliczeniu, ile oszczędności przyniesie im przeniesienie siedziby biznesu z Chicago, Nowego Jorku czy innych miejsc, gdzie obowiązują zarówno podatki federalne, jak i stanowe – zdecydowało się na zakup posiadłości właśnie na Florydzie.
Polacy chętniej mieszkają w domach niż w apartamentach. Wielu z nich posiada zwierzęta domowe, a także pomaga bezdomnym psom i kotom. Najchętniej kupują domy w okolicach Pompano Beach, Boca Raton, Derfield Beach, West Palm Beach na wschodnim wybrzeżu Florydy lub w okolicach Saint Petersburga, Clearwater oraz Naples na wybrzeżu zachodnim. Miami, mimo że przyciąga wieloma atrakcjami i rozwija się niezwykle dynamicznie, to jednak odstrasza cenami, które stają się – jak we wszystkich silnych ekonomicznie, dużych miastach – coraz bardziej wygórowane. W Miami warto natomiast kupić apartament jako inwestycję, wynająć go po wysokiej cenie i odsprzedać z zyskiem za kilka lat, gdyż ceny idą tu w górę w zawrotnym tempie.
Na Florydzie społeczność polska spotyka się w kilku polsko-amerykańskich klubach. Dynamicznie działają: Klub Sobieski w Lake Worth, klub Polonez w Fort Lauderdale, Centrum im. Jana Pawła II w Clearwater. Chętnie i licznie odwiedzana jest również Polska Misja Katolicka im. Matki Boskiej Częstochowskiej w Pompano Beach oraz Polski Narodowy Kościół Katolicki (parafia św. Józefa ) w Davie. W klubach polskich organizowane są często zabawy i imprezy kulturalne, występują w nich też znani artyści z Polski. Na Key Biscayne organizowane są zazwyczaj raz w miesiącu popularne pikniki polonijne.
Ważną rolę spełnia na Florydzie założony przez lady Blankę A. Rosenstiel Amerykański Instytut Kultury Polskiej w Miami. Lady Blanka pełni również rolę konsula honorowego RP na Florydzie oraz prowadzi założoną przez siebie Fundację Chopinowską.
Polacy są solidarni w nieszczęściu. Kiedy ktoś ma wypadek lub ciężko chore dziecko, mobilizują się do wspólnej pomocy. Zbierają też pieniądze na leczenie w USA niepełnosprawnych dzieci z Polski. Działa tu kilka zespołów muzycznych i tanecznych, a także teatr Bez Wizy. Istnieje kilka sobotnich szkół języka polskiego dla dzieci i młodzieży.
Floryda przyciąga również licznych Polaków, którzy wypracowali sobie emeryturę w innych stanach. Pozwala im na cieszenie się letnią pogodą, plażą, kąpielami w oceanie i ćwiczeniami w basenach przez cały okrągły rok. Sprzyja to utrzymaniu lepszej kondycji i lepszemu zdrowiu.
Bliskość kilku międzynarodowych lotnisk oraz portów oceanicznych zachęca do podróży na pobliskie Karaiby lub do Ameryki Łacińskiej. Brakuje, niestety, bezpośredniego połączenia lotniczego z Polską. Do innych stolic europejskich istnieją tanie połączenia lotnicze z Miami i Fort Lauderdale.

SEZONOWE PTAKI
„Snowbird” – jest to termin często używany w stosunku do ludzi zamieszkujących północne (zimne) stany Ameryki Północnej, którzy przemieszczają się w zimie na południe, do ciepłych miejsc, takich jak na przykład Floryda. Są to zazwyczaj emeryci, którzy chcą uniknąć odśnieżania, odladzania i wszystkiego, co się wiąże z niskimi temperaturami i zimą. Jednocześnie utrzymują więzi z rodziną i przyjaciółmi przez resztę roku.
„W ostatnich latach takim terminem są określani ludzie biznesu z naszego kraju ojczystego, których stać na dwa domy w dwóch klimatach, a których działalność biznesowa może być łatwo przenoszona z miejsca na miejsce dzięki najnowszym rozwiązaniom technologicznym – wyjaśnia pan Krzysztof, jeden z naszych rozmówców. – Do osób takich zaliczają się niewątpliwie właściciele jednej z dobrze prosperujących podwarszawskich firm budowlanych, Renia i Alek. Mieszkają w pięknym domu położonym nad oceanem w Palm Beach. Do tego stopnia polubili spędzanie zim w tym klimacie, że ich dwoje dzieci zaczęło uczęszczać do lokalnej szkoły. Mama, wykorzystując wolny czas, otworzyła przewód doktorski na pobliskim uniwersytecie w Gainesville na Florydzie. Ja i moja żona Basia od 35 lat mieszkamy w północnej części stanu Nowy Jork. Floryda stała się dla nas cudownym miejscem spędzania zim przed 10 laty, gdy nasza jedyna córka Dagny znalazła po studiach pracę w Palm Beach. Nasze wizyty u niej stawały się z czasem częstsze i dłuższe. Po przejściu na emeryturę spędzamy na Florydzie 3-4 miesiące w okresie zimowym. Jednym słowem, staliśmy się 'sezonowymi ptakami’ odlatującymi do ciepłego kraju, często nazywanego rajem” – dodaje pan Krzysztof.

Z GREENPOINTU DO SARASOTY
„Od 20 lat mieszkamy na Greenpoincie, czyli w dawnym dużym skupisku Polaków – opowiada pani Teresa. – Jesteśmy właścicielami trzysypialniowego mieszkania, które jeszcze parę lat temu dzieliliśmy z naszymi synami. Dzieci, po ukończeniu edukacji, usamodzielniły się i wyprowadziły do własnych miejsc. Bardzo lubimy to nasze mieszkanko i dzielnicę Greenpoint, mimo że rejon zmienił się bardzo, niemal codziennie widzimy zachodzące zmiany. Razem z nami, przez 15 lat, mieszkały też rybki w akwarium. Mamy nadzieję na utworzenie pięknego akwarium na Florydzie i kontynuacji naszego hobby.
Decyzja o wyjeździe na Florydę dojrzewała w nas przez ostatnie dziesięć lat. Najpierw wyjeżdżaliśmy tam parę razy w roku na krótkie wakacje. O tym, co dalej, często rozmawialiśmy w gronie rodzinnym. To była bardzo ważna decyzja, wręcz życiowa. Podjęłam ją, oczywiście, wspólnie z mężem Bogdanem. Oboje mamy swoje potrzeby, chcielibyśmy je wspólnie spełniać i realizować. Dwa lata temu postanowiliśmy kupić mieszkanie w bardzo interesującym miejscu, jakim jest Sarasota.
Niełatwo nam było znaleźć miejsce i mieszkanie, które sprostałyby naszym oczekiwaniom. W efekcie kupno mieszkania odbyło się bardzo szybko, ponieważ długo i bardzo uważnie obserwowaliśmy rynek sprzedaży. Kupiliśmy mieszkanie na nowym, pięknym osiedlu, blisko plaży, sklepów, ośrodków kulturalnych, lotniska i blisko naszych przyjaciół. Sfinalizowanie transakcji kupna zajęło nam dokładnie miesiąc. Bardzo spodobało nam się miejsce, no i cena.
Zamierzamy docelowo zamieszkać na Florydzie, kiedy już będziemy na emeryturze. Chcemy wcześniej przejść na emeryturę, aby cieszyć się życiem i możliwościami odpoczynku.
Czy to była dobra decyzja? Myślę, że decyzja o życiu na Florydzie jest bardzo dobra z wielu powodów. Po pierwsze – ze względów podatkowych. Floryda nie ma stanowych i miejskich podatków, co oznacza, że tutaj oszczędzamy spore pieniądze. Po drugie – rejon, w którym mamy zamiar mieszkać, jest bardzo piękny. Plaże wręcz zachęcają do codziennego spaceru. Po trzecie – miasto oferuje różnego rodzaju atrakcje kulturalne, jak na przykład: opera, balet, muzea, muzyka różnego rodzaju, sportowe atrakcje (lokalne, krajowe i międzynarodowe zawody w wioślarstwie). Odwiedzaliśmy to miasto przez ostatnie dziesięć lat obserwując nie tylko rynek nieruchomości, ale także lokalnych rezydentów i turystów, biznesy lokalne i interakcje samych ludzi. Znaleźliśmy tylko piękno i pozytywne reakcje na nasze uśmiechy i pytania” – podkreśla pani Teresa.

MIĘDZY NEW JERSEY, FLORYDĄ I KALIFORNIĄ
„Od wielu lat mieszkam z żoną Haliną w domu Colts Neck w Monmouth County, w stanie New Jersey. Nie mamy domowego zwierzątka, ale za to mamy wokół nas mnóstwo saren, ptaków i innej małej dzikiej zwierzyny – opowiada Jan Rutkowski. – W 2013 roku przyjąłem propozycję pracy jako general manager w firmie Bombardier, która podpisała kontrakt z zarządem pasażerskiej linii kolejowej Tri-Rail, która operuje pomiędzy Miami i West Palm Beach na Florydzie. Aby dobrze wywiązać się z kontraktu, zamieszkałem z moją Halinką w Pompano Beach. Dzięki temu poznaliśmy bliżej tę część Ameryki.
Po roku pobytu na Florydzie postanowiliśmy, że od tej pory jesienie, zimy i okres wczesnej wiosny będziemy spędzać właśnie tutaj, w ciepłym klimacie, w pobliżu ciepłych wód Atlantyku. Kupiliśmy dom w miejscowości Jupiter, około 10 mil na północ od West Palm Beach. Była to bardzo dobra decyzja. W okresie zimowym żyje się o wiele wygodniej w ciepłym klimacie. W grudniu idę sobie rano na spacer w krótkich spodenkach, co w New Jersey jest nie do pomyślenia.
W niedziele jeździmy na polską mszę świętą do kościoła Matki Boskiej Częstochowskiej w Pompano Beach, gdzie poznaliśmy wielu bardzo przyjemnych rodaków, mieszkających tu na stałe. Mamy w pobliżu dwa polskie kluby, jeden w Fort Lauderdale, a drugi w Lake Worth, gdzie zawsze coś fajnego się dzieje: organizowane są spotkania ciekawymi ludźmi, zabawy, bale. Mamy w pobliżu kilka dobrze zaopatrzonych polskich sklepów. Od czasu do czasu robimy z żoną wypady nad Zatokę Meksykańską i na Floryda Keys. Spędzamy też trochę czasu z naszym synem Tomkiem i wnukami w Boca Raton.
Przynajmniej na razie będziemy dzielić czas pomiędzy Florydę i New Jersey. Trudno nam zerwać więzi z New Jersey. Wyemigrowałem z Polski do USA w 1964 roku, w bardzo młodym wieku. Zamieszkałem w New Jersey. Tu chodziłem do szkoły, tu wziąłem ślub z Halinką i wychowaliśmy czworo dzieci. Zapuściliśmy korzenie w tym stanie, mamy dużo miłych wspomnień. W dalszym ciągu, ale już tylko na pół etatu, pracuję w moim zawodzie kolejarskim jako konsultant. Stąd też spędzam trochę czasu w północnej Kalifornii, w okolicach San Jose i San Francisco” – podkreśla Jan Rutkowski.

ROBOTA WCIĄŻ NAS TRZYMA NA BROOKLYNIE
Pani Zofia wyemigrowała do Nowego Jorku na początku lat 90. Wtedy jej celem było trochę zarobić, odłożyć i wrócić do Krosna, gdzie miała kawalerkę i gdzie mieszkali jej rodzice. Gdy po kilku miesiącach poznała obecnego męża, wspólnie zdecydowali, że zostaną w Stanach na stałe. „Gdy pojawiły się już jakieś konkretne pieniądze na koncie, zaczęliśmy się rozglądać za domem. Pod uwagę braliśmy Nowy Jork, New Jersey, Pensylwanię oraz Florydę. Wygrał najcieplejszy stan, bo w pewnym momencie zaczęło tam inwestować coraz więcej naszych znajomych” – mówi pani Zofia.
Nie chodziło tylko o klimat, ale także o niskie ubezpieczenia i podatki, które niejednokrotnie wynoszą mniej niż 1,5 procent wartości nieruchomości. „Nasz dom, położony w North Port w pobliżu Zatoki Meksykańskiej, ma powierzchnię 1700 stóp kwadratowych i jest raczej standardową nieruchomością mieszkalną w tym rejonie. Dla przykładu – w 2009 r. ubezpieczenie kosztowało nas 1130 dolarów, natomiast podatek 2270. W tym roku za ubezpieczenie płacimy 1283 dolary, więc tylko nieco ponad 50 dolarów więcej, natomiast podatek 2539, czyli o niespełna 270 dolarów więcej. Proszę teraz porównać sobie to z opłatami, jakie należy uiszczać w stanach Nowy Jork czy New Jersey” – podkreśla pani Zofia.
Rozmówczyni „Nowego Dziennika” kupiła dom w 2005 r. To nie był najlepszy moment na inwestycje. Wtedy kosztował 260 tys. dolarów, co wydawało się świetną okazją, ale gdy przyszedł kryzys, dom stracił na wartości aż 150 tys. Na szczęście dla pani Zofii i wielu innych osób, które znalazły się w podobnej sytuacji, ceny nieruchomości na Florydzie od kilku lat idą w górę, ale dla kupujących wciąż są one atrakcyjne. Pewnie dlatego coraz trudniej jest znaleźć lokatorów. „Z naszej paczki tylko my wynajmujemy dom, co prawda za niewielkie pieniądze, ale jednak. Natomiast wiele nieruchomości stoi pustych. Jest teraz tyle domów i mieszkań do kupienia, że naprawdę jest w czym wybierać i nie dziwie się, że ktoś woli zapłacić 200-300 dolarów więcej, ale raty za swój dom, niż na przykład 1000 dolarów za wynajmowanie cudzej nieruchomości” – mówi pani Zofia.
Z mężem planują wyprowadzkę na Florydę już od wielu lat, ale co roku przesuwają termin o kolejne 12 miesięcy. „Chodzi przede wszystkim o pracę męża, bo ja to już dawno bym się spakowała. Zresztą już od dłuższego czasu mamy zaplanowane, co ze sobą zabieramy (na przykład część mebli z sypialni i livingroomu), a co zostaje. Natomiast mąż dobrze zarabia, a do emerytury zostało mu jeszcze kilka lat. Czy jakbyśmy już się przeprowadzili na Florydę, to znalazłby podobną pracę? To jest właśnie pytanie, które sprawia, że mając własny dom w North Port, wciąż mieszkamy w wynajmowanym mieszkaniu na Brooklynie” – podkreśla pani Zofia.

Autor: ANIA NAVAS, JANUSZ M. SZLECHTA, ANNA ARCISZEWSKA

Żródło: http://www.dziennik.com/publicystyka/artykul/floryda-ach-floryda