Meksyk-Ewa

Tarnowianka Ewa Pytel – Skiba od 12 lat mieszka w Meksyku. Wraz ze swoim mężem postanowiła założyć w tym kraju polskie biuro podróży „ME Tours Internacional” specjalizujące się w wycieczkach objazdowych i pobytach wypoczynkowych w najciekawszych zakątkach Morza Karaibskiego i Ameryki Południowej. Jak sama mówi, Meksyk stał się dla niej drugim domem, bo dom to ludzie, a nie mury.

Synowie odczuli dyskryminację
Pani Ewa przez kilkanaście lat pracowała w placówkach pocztowych na terenie Tarnowa. W tym czasie jej mąż Paweł, na co dzień wielki zapaleniec turystyki etnicznej, przebywał w Meksyku, gdzie pracował jako przewodnik. – Kiedy przyjechał po kilku miesiącach do Polski, był tak zauroczony Meksykiem, że za wszelką cenę chciał zabrać mnie tam ze sobą. Pojawiła się okazja, aby zatrudnić się w jednym z polskich biur podróży. Postanowiłam zaryzykować. Niewiele wiedziałam o Meksyku, mimo iż mój mąż jakiś czas przebywał w tym państwie. Z opinii, jakie przekazują media, mówi się, że to kraj biedny, w którym codziennie dochodzi do wielu przestępstw, a narkotyki sprzedają na co drugiej ulicy. Pamiętam dzień, w którym zaczęłam pakować nas do wyjazdu. W torbie znalazło się miejsce na talerze, łyżki, kołdrę, czy poduszki. Mąż patrzył na mnie z politowaniem, aż w końcu zapytał – po co ci to? Zabiorę cię do pierwszego lepszego sklepu w tym kraju i wszystko kupisz sobie na miejscu. Miał rację – śmieje się pani Ewa.

Wraz z nią do Meksyku udali się jej synowie, którzy właśnie kończyli drugą klasę gimnazjum. Konieczne było więc zapisanie ich do meksykańskiej szkoły, aby w nowym kraju mogli zakończyć edukację. – Mieli to szczęście, że w mieście, w którym się zatrzymaliśmy jest wielu Europejczyków. Samych Włochów jest ponad 12 tys. O Polsce ich koledzy nawet nie słyszeli. Synom nie było łatwo. Meksykańskie dzieci w szkole przezywali ich od „białych”. Nie byli zbyt przyjaźnie nastawieni. Co prawda moi chłopcy znali język angielski, ale hiszpańskiego musieli uczyć się od podstaw. Pani Ewa nie ukrywa, że również sama miała problemy z adaptacją. – Mąż zabrał mnie do sklepu, pokazał gdzie są bułki, wędlina, warzywa. Zobaczyłam kurczaki, które były całe żółte. W żaden sposób nie przypominały naszych polskich kur. Pomyślałam – jak ja tutaj będę żyła? Jak mam tu cokolwiek ugotować? W ciągu pierwszego miesiąca pakowałam się chyba z 50 razy, żeby wracać do Polski. Doskwierał mi brak rodziny i bliskich, których tutaj zostawiłam. Dodatkowo kontrakt, który otrzymaliśmy z mężem, po 3 miesiącach okazał się fikcją. Musieliśmy podjąć najważniejszą decyzję w naszym życiu. Synowie rozpoczęli już naukę, więc nie było sensu wracać do kraju. Zdecydowaliśmy się więc założyć własne biuro podróży, dzięki któremu zadomowiliśmy się w Meksyku na dobre.

Po kilku miesiącach pani Ewa zakochała się w Meksyku. Wszystkie jej obawy dotyczące tego kraju okazały się bezpodstawne. – Tutejsi ludzie okazali się bardzo mili i życzliwi. Śmieję się, że od polskich sąsiadów różnią się tylko tym, że zamiast iść do nich po mąkę pszenną, idę po kukurydzianą. Narkotyki, gangi, zabójstwa? To się zdarza, ale proszę mi pokazać kraj, w którym tego nie ma. Na pewno nie jest to tak nagminne zjawisko, jak opisują go media. W Meksyku mieszkam już 12 lat i jeszcze nigdy nie zostałam napadnięta. Raz skradziono mi portfel, ale okazało się, że stała za tym dwójka Amerykanów, a nie Meksykanie. Gdyby Meksyk był niebezpieczny, to proszę mi wierzyć, że nie byłoby żadnych pieniędzy na świecie, które zatrzymałyby mnie w tym kraju. W miejscach, gdzie przebywają turyści, musi być bezpiecznie. Jeżeli nie zagwarantuje się im bezpieczeństwa, to turystyka w tych miejscach by upadła. A na to Meksykanie pozwolić sobie po prostu nie mogą. To kraj, do którego przyjeżdża się z pomysłem na własny biznes. Pracować u kogoś się nie opłaca, ponieważ niewiele w taki sposób się zarobi.

Boso z Cejrowskim

Z usług biura „ME Tours Internacional” korzysta wielu turystów z Polski, którzy docierają do Cancún i na Riviera Maya. Pani Ewa wraz z mężem zapewniają im opiekę rezydencką, polskojęzycznego przewodnika oraz wycieczki fakultatywne i objazdowe – zarówno w formie wypraw standardowych, jak i pielgrzymek. Właśnie organizacja jednej z takich wycieczek rozpoczęła współpracę pani Ewy z Wojciechem Cejrowskim, znanym polskim podróżnikiem. – Mąż spotkał go kilka lat temu na lotnisku w mieście Meksyk. Wojciech Cejrowski, który również organizuje i sam uczestniczy w pielgrzymkach, wycieczkach objazdowych po Meksyku, czekał na swoją grupę. W pewnym momencie pojawił się, jakiś problem w grupie pana Wojtka, a mój mąż pomógł mu w jego rozwiązaniu. To zdarzenie przerodziło się później w bliską współpracę. Pomagaliśmy mu m.in. w kręceniu programu „Boso przez świat z Jukatanu”. Dziś się przyjaźnimy i współpracujemy. Często nas odwiedza.

Mimo, iż przez wielu ludzi Meksyk określany jest mianem „krajem trzeciego świata”, to Ewa Pytel- Skiba w żadnym wypadku nie zgadza się z tego typu określeniem. – W Meksyku odprowadzam składki przypominające polski ZUS. Dzięki temu mam lekarza i lekarstwa za darmo. Z odłożonych przez 3 lata składek, państwo umożliwia mi zakup domu na tak preferencyjnych warunkach, że jest to prawie za darmo… Kiedy jadę do Polski, to ubolewam, że nie może odwiedzić mnie tutaj teściowa, bo musi czekać na zabieg, którego termin wyznaczono za dwa lata. Brat nie pracuje już trzeci rok, ponieważ lekarze zabraniają mu podjęcia wykonywania jakiejkolwiek pracy. ZUS nie przyznał mu żadnych świadczeń. Sąd uzdalnia go do podjęcia pracy, a lekarze prowadzący nie. I tak w kółko. Jak taki człowiek ma żyć? Kto jest w takim razie „krajem trzeciego świata”? Tutaj nie umrę z głodu. Ludzie są niesamowicie życzliwi. Kiedy nie stać cię na jedzenie, to zawsze ktoś inny poczęstuje tortillą. Ktoś ma więcej pieniędzy, podzieli się kupioną do zasadzenia kukurydzą z resztą mieszkańców wioski. Wszyscy wzajemnie sobie pomagają, a prawo tworzone jest z myślą o ludziach, a nie dla pieniędzy.

Tarnowianka nie ukrywa, że kilka zwyczajów tamtejszych mieszkańców bardzo ją zaskoczyło, ponieważ nigdy wcześniej się z nimi nie spotkała. – Kiedy idziesz ulicą, każdemu mówisz „dzień dobry”. Niezależnie, czy kogoś znasz, czy nie. Mężczyzna całuje kobietę w policzek, a mężczyźni przytulają się między sobą na tzw. „misia”. Kiedy moja wnuczka chciała zaprosić na noc do naszego domu kilka koleżanek, wcześniej ich rodzice sprawdzali, jak mieszkamy. Kiedy zobaczyli ile posiada zabawek, kategorycznie zabronili swoim córkom nocowania w naszym domu w obawie, że… mogłyby coś zniszczyć, a nie stać ich na odkupienie nowych. Przecież i tak nikt by tego od nie żądał. Meksykanie nie rozumieją, że Polacy są narodem gościnnym, otwartym na innych, a może, to po prostu ostrożność z ich strony…

W przeciwieństwie do Polaków, Meksykanie zawsze w weekendy wypoczywają. Sobota i niedziela to czas przeznaczony wyłącznie dla nich i ich rodzin. – Bardzo ciężko pracują od poniedziałku do piątku. Od świtu do zmierzchu. Jednak cała sobota i niedziela należą już tylko do nich. Piwko, grille, muzyka, wspólna zabawa i integracja… I tak do późnej nocy w niedzielę. W poniedziałek znów zaczynają ciężkie pięć dni pracy.

Tarnów w Meksyku, Meksyk w Tarnowie

Święta, czy to bożonarodzeniowe, czy wielkanocne, pani Ewa wraz ze swoją rodziną obchodzą według polskich tradycji. Do dziś tarnowianka pamięta pierwszą Wielkanoc, którą spędziła w Meksyku. – Cały dzień biegaliśmy po sklepach, żeby kupić cukrowego lub czekoladowego baranka. Niestety bezskutecznie. Kiedy przychodzi Halloween, to w sklepach aż roi się od czekoladowych czaszek, a wystawy sklepowe zapełniają się gumowymi bliznami, sztuczną krwią, czy plastikowymi zębami. Niestety podczas Wielkanocy tego nie ma. Ostatecznie w jednym ze sklepów udało nam się kupić czekoladowe jajeczka, na które założony był materiałowy zajączek. Wcześniej z polski przywiozłam kiełbasę i boczek. Chrzan przywieźli mi natomiast turyści. Kiedy z koszyczkiem pojawiliśmy się w jednym z meksykańskich kościołów, tamtejszy ksiądz zrobił tylko wielkie oczy. Wytłumaczyliśmy mu, że mamy w Polsce taki zwyczaj i poświęcenie koszyczka z pokarmami stanowi dla nas bardzo ważną tradycję. Na następny rok okazało się, że kapłan sam wprowadził taki zwyczaj wśród tamtejszych dzieci. W ten sposób udało nam się Wielkanocą zarazić również Meksykanów.

Święta Bożego Narodzenia również mają inną otoczkę. Ozdoby choinkowe można w Meksyku kupić już na początku listopada, a samo drzewko nie jest symbolem świąt, a jedynie ozdobą, której nie spotkamy w każdym domu. Meksykanie nie mają wigilijnej kolacji. Dopiero w pierwszy dzień świąt gromadzą się na wspólnym obiedzie. – Jeżeli odpowiednio wcześniej nie sprowadzimy opłatka z Polski, to także mamy problem aby go tutaj otrzymać. Musimy tłumaczyć tutejszym duchownym, że łamiemy się nim podczas Wigilii. Musimy przysięgać, że nie jesteśmy satanistami i opłatek nie będzie sprofanowany. W Meksyku nikt nie łamanie się opłatkiem i nie składa sobie życzeń.

Obecnie pani Ewa pracuje nad projektem, który miałby polegać na współpracy miast. W grę wchodzi Tarnów oraz meksykański Izamal. – Izamal powiązany jest mocno z osobą Jana Pawła II, który odwiedził go w 1993 roku. Tranów, to natomiast najcieplejsze miasto w Polsce, w sam raz pasujące do ciepłego Meksyku. Chcielibyśmy, aby oba miasta rozpoczęły ze sobą bliską współpracę. Prowadzimy już nawet na ten temat pewne rozmowy. W grę wchodziłby udział polskich dzieci na organizowanych tutaj konkursach muzycznych i na odwrót. Być może jakieś szkoły zdecydowałyby się na wymianę uczniów, którzy zamieniliby się krajami na jakiś czas? Zależy nam na tym, aby meksykańskie miasto było obecne w Tarnowie, a Tarnów obecny był właśnie tutaj. Byłaby to dla niego olbrzymia promocja, a ja sama część mojego rodzinnego miasta zabrałabym tutaj ze sobą. Kto wie, być może właśnie dzięki temu projektowi tarnowianie zawitają do Meksyku i tak, jak ja zakochają się w kraju pięknych plaż, zapierających dech w piersiach budowli, czy smaku prawdziwej meksykańskiej tortilli…

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Źródło:
http://www.sebastianczaplinski.pl/komentujemy/niezly-meksyk-pani-ewy/#