Marek-Torzewski-2

Marek Torzewski – Polski tenor, wielki Polak, znakomity artysta – uhonorowany przez Polonię kanadyjską, odznaką „Złotego Orła w Koronie” za wybitne osiągnięcia artystyczne. Nagroda ,,Perły Honorowej’’ za budowanie rozśpiewanego wizerunku Polski na świecie. Osobowość Roku 2010 – promowanie polskiej kultury na świecie. Tytuł członka honorowego Stowarzyszenia „Szlachta Wielkopolska’’ za rozsławianie polskiej kultury w Europie i na świecie. Marek Torzewski wraz z żoną Barbarą i córką Agatą otrzymują honorowy tytuł ,,Przyjaciela Małego Księcia’’ za najlepszy wizerunek Polskiej Rodziny Artystycznej na Świecie.

Z Markiem Torzewskim i Jego żoną Barbarą Romanowicz – Torzewska aktorką i wokalistką rozmawia Anna Szymborska.

A.Sz: Ponieważ cykl wywiadów nosi tytuł ,,Perły na emigracji’’ moje pierwsze pytanie brzmi, dlaczego Belgia? jakiś szczególny sentyment do tego kraju?

M.T.: To czysty przypadek. W 1983r. roku do Poznania przyjechał Dyrektor Teatru Królewskiego de la Monnaie w Brukseli Gerard Mortier. Zaśpiewałem przesłuchanie potem przyszła propozycja, skorzystałem i tak to się zaczęło. Najpierw ja sam potem żona zjawiliśmy się tutaj. Jeśli chodzi o sentyment to teraz po ponad 25 latach możemy powiedzieć, że mamy bardzo dużo ciepłych uczuć do tego kraju – dodała Pani Barbara. Żona Marka Torzewskiego.

A.Sz.: Zawód śpiewaka operowego to nie tylko talent, który Pan niewątpliwie posiada, ale i ogromna wrażliwość. Czy ktoś pomógł w Panu rozwinąć tą cechę?

M.T.: Trudno na to odpowiedzieć, ponieważ uważam, że wrażliwość się ma albo nie ma. Nie wydaje mi się żeby można było się tej cechy nauczyć. Określiłbym to raczej charyzmatycznym przekazem dla słuchacza. Chociaż? Charyzmy też nie da się nabyć. Trzeba zdać sobie sprawę, że zawód, który wykonujemy (żona też uczestniczy w naszych koncertach) za każdym razem jest to nowy egzamin. Nigdy nie ma takich samych emocji, takiej samej publiczności, tego samego wykonania. Nawiązując do tej wrażliwości (dodaje Pani Basia) również uważam, że nie można się jej nauczyć, ale ten facet ją ma. Marek po prostu kocha ludzi, On to robi z taką pasją i energią jakby chciał dotrzeć do każdego indywidualnie. Proszę sobie wyobrazić, że zmęczony po koncercie jeszcze przez 3 godziny podpisuje płyty fanom i z każdym chwile porozmawia. Wydaje mi się, że świadczy to o jego szacunku do słuchaczy i ogromnej wrażliwości. Oni przecież czekają w olbrzymiej kolejce i liczą choćby na parę słów wypowiedzianych osobiście do nich.

A.Sz.: Występuje Pan na scenach operowych całego świata. Proszę powiedzieć, która z gwiazd opery zrobiła na panu szczególne wrażenie?

Poznałem wiele gwiazd operowych i ciężko powiedzieć, kto tak naprawdę wywarł na mnie szczególne wrażenie. Każda z nich jest niepowtarzalna. Moim idolem jest Placido Domingo i moje pierwsze z nim spotkanie wspominam zawsze ze szczególnym wzruszeniem. Występowaliśmy wtedy w La Scala. Po próbie ktoś zapukał do moich drzwi. W drzwiach stanął Placido Domingo i mówi… Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałem Ci tylko pogratulować znakomitej próby generalnej i powiedzieć, że świetnie śpiewasz… Stałem jak zamurowany, przecież nie musiał tego robić a dla mnie to był wielki zaszczyt i dodatkowy bodziec na wieczorny spektakl. Drugi raz spotkałem się z Placido w Nowym Yorku u szczytu jego sławy. Po występie, przed jego garderobą zgromadziły się tłumy fanów. Placido jeszcze ucharakteryzowany i w szlafroku siedział przy małym stoliku i przez wiele godzin dawał autografy. Wtedy zrozumiałem, że nie śpiewamy dla siebie tylko dla tych ludzi.

A.Sz: Jak Pan postrzega operę dziś a z przed 20 lat? Czy Pana zdaniem coś się zmieniło w jej autentyczności?

M.T: To bardzo szeroki temat, bo są bardzo duże różnice między operą dziś a kiedyś. Oczywiście, że opera się zmienia. Jeżeli w libretcie jest napisane, że ona ma 23 lata a on 40 to reżyserzy chcą się trzymać pierwowzorów. Kiedyś było tak, że nie ważne ile sopran ma lat tylko jak śpiewa. Zdarzało się tak, że 50 latek śpiewał rolę 20 latka i wyglądało, dosyć nieprawdziwie. Pani Basia dodaje – w ogóle kiedyś nie lubiło się opery, bo była bardzo sztuczna i umowna. Treść zazwyczaj była jednoznaczna albo się kocha albo zabija. To prawda (potwierdza Pan Marek) i kiedyś nie przewiązywano wagi do aktorstwa. Wychodził śpiewak śpiewał arię wykonując zaledwie kilka ruchów. Teraz opera to nie tylko sztuka śpiewu, ale i kunszt aktorski.

A.Sz: Ma Pan wyjątkowy dar brzmienia. Czy stosuje Pan specjalne metody dbania o swój głos?

M.T.: Dbanie o głos to indywidualna sprawa każdego śpiewaka. Oczywiście, że dbam o swój głos, ale jeżeli pani spodziewa się odpowiedzi, że piję 12 surowych jajek dziennie? To absolutnie nie. Natomiast trzeba dbać o higienę głosu to bardzo ważne dla uzyskania odpowiedniej barwy. Nie ma jednak ogólnej zasady i nie mogę powiedzieć, według jakiego schematu dbać o głos.

A.Sz.: Lubi Pan eksperymentować z muzyką. Pana występy z córką to mieszanie różnych stylów. Czym są dla Pana takiego rodzaju doświadczenia?

M.T.: To, że dysponuje głosem klasycznym nie zabrania mi ani nie blokuje tego żeby próbować z innymi stylami muzyki. Jestem na scenie prawie 28 lat i jak to żartobliwie mówię, mogę sobie pozwolić na pewną zabawę z muzyką. Moje eksperymenty zostawiam ocenie słuchaczom. Na naszej ostatniej płycie ,, L,amore,, śpiewa ze mną moja córka Agata a nawet raper, ale jak mówiłem wcześniej lubię takie eksperymenty. Natomiast śpiewanie z córką to dla mnie ogromna przyjemność. Założyłem sobie, że na każdej płycie będzie, chociaż jeden duet z Agatą i tak jest. Dołączyła do nas również moja żona Barbara wiec śpiewamy również w tercecie. Bardzo trudno jest zaistnieć masowo śpiewakowi operowemu (dodaje Pani Basia), ale Marek zaryzykował. Zaśpiewał między innymi na stadionie przed reprezentacją Polski w piłce nożnej ,,Do przodu Polsko’’ i dało to fantastyczny artystyczny wydźwięk .

A.Sz.: Zaskakuje Pan nie tylko muzyką, ale i swoim wizerunkiem. Czy korzysta Pan z pomocy kreatorów, czy wszystkie pomysły na stroje są wyłącznie Pana?

M.T.: Tak korzystam. Moim kreatorem mody oraz agentem jest moja nieoceniona żona i tu muszę powiedzieć, że jest to najdroższy agent na świecie, bo bierze 100 procent. Nieprawda to artysta bierze 100 procent… (żartobliwie dodaje Pani Basia).

A.Sz.: Pana żona jest także Pańskim menadżerem. Jak udaje się Państwu łączyć sprawy zawodowe z życiem rodzinnym?

M.T.: Czasem żartujemy sobie, że jesteśmy razem nie 24 a 48 godzin na dobę i nie ukrywam, że jest to jakieś utrudnienie, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie żeby Baśki nie było obok mnie na koncercie. Może powiem tak żartobliwie (wtrąca Pani Basia) płytę L,amore wydaliśmy z myślą o 25 – cio leciu naszego ślubu. Śpiewamy tam razem piosenkę „Tornero” i czasem żartuje sobie, że Marek wyjeżdżał ja czekałam, kiedy wróci. Wreszcie zaczęłam mu towarzyszyć i trzymać rękę na pulsie i już nie musiałam czekać jego powrotów, bo byłam zawsze przy nim. A tak poważnie to faktycznie jest to trudne, ale i piękne. W naszym zawodzie towarzyszą różne emocje i te dobre i te złe, a któż jest najbliższą osobą, na której można się wesprzeć? Oczywiście, że współmałżonek.

A.Sz.: Jeden z Pana albumów to L,amore. Hołd złożony miłości w wydaniu włoskim. Jakie przesłanie w tych utworach? Miłość do kraju? Czy może kobiety?Barbara Agata i Marek Torzewski

M.T.: Jedynym przesłaniem na tej płycie, które chcieliśmy przekazać to pojmowanie słowa miłość. Bo przecież miłość to słońce, to wino, to kraj, to śpiew, to kobieta. A jak śpiewać o miłości to tylko w języku włoskim.

A.Sz. Co sądzi Pan o polskiej emigracji?

M.T.: Trudno mi się na ten temat wypowiadać. Tego, czego mi brakuje w Polakach tutaj to takiej fajnej więzi. Nie wiem, dlaczego tak odczuwam i nie jestem w stanie tego bliżej sprecyzować. Rozmawiając ze znajomymi Polakami dowiaduję się, że mają podobne odczucia. Faktem jest, że jest nas tu w Belgii dość dużo a integracji praktycznie nie ma żadnej.

A.Sz.: Czy chciałby Pan coś od siebie powiedzieć rodakom w Belgii?

M.T.: Tylko jedno… Do przodu Polsko!

A.Sz.: Jakie są Państwa marzenia?

M.T.: Nasze małżeństwo uważam za spełnione. Jest w nim miłość, kompromis, zaufanie i szacunek. Z córką Agatą mamy wspaniałe relacje. Sprawy artystyczne przynoszą wielką satysfakcję. Więc chwilo trwaj… (podsumowała Pani Basia).

Rozmawiała: Anna Szymborska
Napisane przez: Anna Szymborska

Anna Szymborska

Dziennikarka, autorka cyklu wywiadów:
„Perły na emigracji”,”Cudze chwalicie swego nie znacie”.
Od 2009 roku promuje mało znanych, zdolnych wykonawców muzycznych.
Współorganizatorka imprez artystycznych.

Źródło:
http://www.przeglad.ca/2013/10/perly-na-emigracji-przodu-polsko/