Piramidy wciąż zagadkowe.

Piramidy wciąż zagadkowe.

piramidyTuryści stojący przed piramidą Cheopsa w Gizie ( ok.8km od Kairu) wstrzymują oddech. Olbrzymia budowla wysokości 40-piętrowego wieżowca  wzrasta przed ich oczami z piaszczystej, żółtej pustyni. Jej wierzchołek zdaje się dosięgnąć nieba. Wywarcie takiego wrażenia było zamiarem budowniczych. Piramidy miały służyć nie tylko jako miejsca spoczynku władców, były również drabiną do nieba, po której miał się wspinać faraon w swojej drodze na tamtą stronę. Na papirusie zapisano: Budujemy dla niego schody aby mógł wstąpić do nieba. Dlatego pierwsze piramidy miały kształt schodkowy.

Piramida Cheopsa ma bok o długości 230m i zajmuje odpowiednio powierzchnię ok. 5 ha. Jest wystarczająco wielka, żeby zmieścić w niej jednocześnie bazylikę św.Piotra z Rzymu, katedry z Mediolanu i Florencji a także katedry św. Pawła i Westminsterską z Londynu. Składa się z ponad 2,3mln ogromnych bloków kamiennych, które wycięto, oszlifowano i dostarczono na miejsce budowy. Grecki historyk Herot, który zwiedzał Egipt w 450 roku, p.n.e. przekazał potomnym, że przy budowie piramidy zatrudniono rokrocznie na 3 miesiące przez 20 lat 1000 000 ludzi, którzy przygotowali drogi do transportu kamieni z kamieniołomów. Jeszcze jedną zagadkę stanowi pytanie: w jaki sposób budowniczowie pokonali liczne trudności. Jedynymi środkami pracy egipskich robotników były dźwignia i krążek. Nie znano jeszcze wielokrążków. W jaki sposób 2,5 tonowe bloki kamienne wycinane i znakowane tak by pasowały jeden do drugiego przy pomocy miedzianych narzędzi? Piramida była pomnikiem grobowcem a jednocześnie mauzoleum.

A może czymś więcej. W piramidzie Cheopsa znajduje się tylko pusty kamienny sarkofag. Stoi wpuszczony w podłogę Komory Królewskiej o wymiarach 10,5m długości 5m szerokości i 5,5m wysokości. Znajduje się ona 42m pod poziomem pustyni. Całe pokolenie matematyków i mistyków, zajmujących się piramidami, poszukiwały rzeczywistego znaczenia piramidy Cheopsa. Anglicy Taylor i Smith odkryli, że stosunek podwojonej wysokości budowli do jej obwodu jest równy stosunkowi średnicy koła do jego obwodu. Czyżby egipscy architekci już przed 4000lat znali liczbę pi= 3,14159 z dokładnością do piątego miejsca po przecinku ponieważ niektóre obliczenia nie wychodziły, Taylor i Smith wymyślili szczególny metr piramidowy. Następnie oświadczyli, że długość boku piramidy odpowiada liczbie dni w roku. Pomnożonej przez metr piramidowy.

Artykuł: Amon dla Strefa44.pl

Źródło: http://strefa44.pl/piramidy-wciaz-zagadkowe/

Gwałciciel z Erytrei otrzymał 140 tys. koron szwedzkich odszkodowania za „traumę w więzieniu”

Gwałciciel z Erytrei otrzymał 140 tys. koron szwedzkich odszkodowania za „traumę w więzieniu”

islam

Czterech imigrantów z Afryki zgwałciło Szwedkę, jednak już są na wolności. Jeden z nich otrzymał odszkodowanie za czas spędzony w areszcie. Wszystko przez to, że sąd nie był w stanie ustalić, „kto co robił w czasie gwałcenia kobiety”.

Do zdarzenia doszło w nocy 17 października 2015 roku w miejscowości Ludvika, w środkowej Szwecji. Kobieta wracała sama do domu, wówczas zaczepił ją jeden z Afrykańczyków, prosząc o papierosa, po chwili przybyli koledzy, którzy pomogli dokonać gwałtu. Imigrantów z Afryki odstraszył inny mężczyzna, który przechodził obok.

Do aresztu trafiło czterech mężczyzn. Dwóch z nich to Erytrejczycy w wieku od 19 do 26 lat. Jeden z nich został wypuszczony i otrzymał odszkodowanie w wysokości 140 tys. koron szwedzkich (SEK) za „traumę, jaką przeżył w szwedzkim więzieniu”. Sąd uznał wprawdzie, że mężczyzna gwałcił kobietę, lecz „był bardziej pasywny”, więc ciężko orzec, jaka jest jego wina.

Pozostali trzej skazani byli na trzy lata pozbawienia wolności, lecz sąd apelacyjny wyrok uchylił. Zdaniem sędziego nie sposób ustalić, „kto dokładnie co robił w czasie gwałtu”, więc nie ma możliwości wszystkich skazać.

„W społeczeństwie, które utraciło swoją duszę i pogrążyło się w szaleństwie, wszystko jest już możliwe” – pisze jeden ze szwedzkich blogerów, komentując wyrok sądu. Nie mamy informacji, czy kobieta również dostała odszkodowanie za krzywdę wyrządzoną przez imigrantów.

źródło: friatider.se / dalademokraten.se

Źródło: https://ndie.pl/gwalciciel-erytrei-otrzymal-140-tys-koron-szwedzkich-odszkodowania-traume-wiezieniu/

Samobójstwo. Wywarcie wrażenia na otoczeniu.

Samobójstwo. Wywarcie wrażenia na otoczeniu.

linaGdyby zaproponowano podać datę, kiedy chcieliby umrzeć, większość ludzi miałaby z tym problem. W naturze ludzkiej leży chęć życia. Lecz często życie człowieka przerywa agresja skierowana w stronę samego siebie. Najwięcej samobójstw popełniają mężczyżni w średnim wieku i oni są w tym czynie ‚najskuteczniejsi’. Następnie próby podejmują kobiety – z nadzieją jednak, że na czas zostanie dostarczone wsparcie. Przybywa młodocianych samobójców. Może być samobójcą osoba sławna i podziwiana. Może być to osoba, zarówno słaba – przytłoczona problemami, jak i silna – w jakimś okresie załamania.

Czy samobójstwo jest przypadkowym zdarzeniem, incydentem? Czy jest przymusem wobec braku rozwiązania trudnej sytuacji?

Zanim dana osoba targnie się na własne życie, nakładają się na siebie sytuacje i zdarzenia, w których można dopatrywać się motywu takiego działania. Osoby bliskie popełnienia samobójstwa cechuje pesymizm, niewłaściwe określenie własnej sytuacji, bezradność i bezsilność, wściekłość, brak poczucia własnej wartości, agresja i napięcie, nietrzymanie się rzeczywistości (marzenia o śmierci). Samobójstwo nie jest nieprzewidywalne. Bywa, że dochodzi do tego pod wpływem impulsu. Lecz zwykle rozważane jest „za” i „przeciw”, jest planowane. Decyzja o odebraniu sobie życia świadczy o chęci zakończenia problemu, a nie życia. Woleliby zostać uratowani. Próba samobójcza jest demonstracją, manifestacją, która często prowadzi do tragedii. Robią tak najczęściej ci, którzy w sprzyjających okolicznościach cieszyliby się życiem. Zazwyczaj można taką osobę powstrzymać. Nie wolno przechodzić obojętnie, gdy widzimy kogoś nieszczęśliwego. To smutne, ze ludzie tak często ‚chowają głowy w piasek’ na widok kogoś w depresji. Nie ofiarowanie pomocy wtedy, świadczy o tchórzostwie.

Można zapobiec samobójstwu

Pomóc może każdy. Możliwości jest wiele: zaufana osoba, przyjaciel, a nawet droga internetowa, telefony zaufania. Jak?
Zadbać o to, by danej osobie przestały towarzyszyć złe emocje. Mogą być nimi: lęk przed odrzuceniem, skrzywdzeniem, brak pewności siebie spowodowane złymi doświadczeniami. Niepożądane, niszczące emocje trzeba usunąć, dać miejsce emocjom pozytywnym;
Znależć przyczynę tych negatywnych emocji i dać realną pomoc;
Komuś, kogo rzeczywistość przerasta na tyle, że aż rozważa taki sposób wyjścia z sytuacji, można powiedzieć, żeby nie tracił nadziei. W pewnym momencie życia na pewno przyjdzie taki moment, kiedy świat znów się otworzy i przybierze radosne barwy, a życie nabierze charakteru. Odejście nie jest więc mu potrzebne. Należy zachęcić taką osobę do zwrócenia się o pomoc, szukania pomocy;
Bliscy mają obowiązek okazywać zrozumienie i akceptacje. Muszą dużo ‚widzieć’, choć nie jest to łatwe. Z nastolatkami trzeba rozmawiać, upewniać się, czy niczego im nie brakuje, że nie są źle traktowani, pytać o szkołę i przyjaciół. Głęboki wpływ na młodzież mają problemy rodzinne, alkoholizm rodziców, kłopoty w szkole, zawody miłosne, złe traktowanie (nie wykluczając przemocy fizycznej i wykorzystywania seksualnego).

Sygnały, których nie można ignorować:

izolowanie się od rodziny i przyjaciół;
zmiana zwyczajów żywieniowych;
zaburzenia snu;
brak zainteresowań dotychczas lubianymi zajęciami;
zmiana osobowości;
nadużywanie alkoholu lub narkotyków;
rozdawanie wartościowych rzeczy;
mówienie na temat śmierci.

Podobnie jest z dorosłymi, którzy są bliscy popełnienia tego czynu:

oddalają się od wszystkich;
częste tematy do rozmowy (lub w internecie) to śmierć, pogrzeb;
wizyty u dawno nie widzianych osób, wskazujące na pożegnalne;
wspominanie snów o śmierci;
nieoczekiwane napisanie testamentu lub pożegnalnego listu;
posiadanie narzędzi, których wcześniej nie było (sznur, coś ostrego);
mówią słowami, np. jestem wam niepotrzebny;
często jak na ironię mają nagle humor i stan psychiczny się poprawia.

Samobójstwo wyraża bezradność w obliczu problemu, bez wątpienia cierpienie i desperację. Jest wołaniem o pomoc. I tak, jest ucieczką. Ale egoizm i ucieczkę można przypisać tym wszystkim, którzy odwrócili się od osoby fizycznie poszkodowanej.
Osoba dokonująca tego czynu chce wywrzeć wrażenie na otoczeniu, lecz wolałaby zostać uratowana, i aby to zakończyło się pozytywnym obrotem sprawy. Dlatego samobójcy i ich najbliżsi nie są jedynymi ofiarami. Są nimi ci wszyscy, którzy mogli pomóc, a nic z tym nie zrobili, bo będą musieli żyć ze świadomością zaniechania zapobieżenia nieszczęściu oraz sprawienia zawodu.

Beata Andrasik

Źródło: https://onalubi.pl/zycie/samobojstwo-wywarcie-wrazenia-na-otoczeniu/

Strength – Zdaniem Stephena.

Strength – Zdaniem Stephena.

stephen

In just one lifetime we have come so far. There are so many great and epic stories of hardships overcome that we cannot but be grateful to those who have gone before us. The children of then who are elderly now see it clearest of course and if we are very lucky and smart enough in the first place to ask nicely, they’ll tell us of it and remind us of just how strong we all are. From the farthest reaches of living memory where the dark sight of black boots and red, black and white emblems call to us there is always the other side wherein the ordinary mother or father or daughter or son smuggled innocence. Alas the rawness endured then and the drastic falsehood smeared across many nations wrought such a disgusting madness that those memories are still vivid in our most senior citizens, but remember, they are still here to tell the tale. They can recall too the coming together of miners who rose up and cracked open the armour of a red horror that others came to and cracked also until the day that those many nations were rid of their hateful elite. Many a hard night was spent biding. Many an even harder day was spent concealing the values gifted those strong enough to resist.
In the years after as markets opened and riches trickled out there became a form of self that had never been seen before. There was excess. There was needlessness in wears. There were even haughty reactions to the age old lack of luxury. And yet still then, as perhaps shall always be, leaders swelled themselves and claimed rights that they could never possess simply because they had to take them. And still the people lived their lives unsullied by the muck in which so many politicians swim. The folk of the land still sang and danced as new years were born. They all came to the widow’s house when a husband was buried. They brought their baskets to mass on Easter and they showered what they could upon newlyweds.
Music too in those hardest years was sweeter still, sweetest even, but us youths have no concept of that power. To us it is words on paper and screens. To those who lived it it is a truth as delicious as a final sunset. We too, sadly, will face the demons of our generation, the spirits of our lesser selves, but we will not lay down in their shadow for we come from a long, long line. And our line is not a weak or fickle horde that breaks when it is bent. Ours is not a line that calls out for mercy at the first blow. Our is a great mountain of grit and will and love that is evidenced by our every breath. It is in our voice when we sing and laugh. It is in our deeds when we take our tools and plough and kneed the very fabric of our future.
It is us who can laugh and play now, we lucky masses, us who have been assured in spite of all the walls raised and torn down, all the jackals and wolves and all the fear for desperate hope clung to in the coldest darkness of humanity. This is the legacy we are given by our elders. Should we too be of such grand fortune as to one day become elders ourselves I hope that we can hold up our heads as our forbearers do. I hope. I hope with all the strength and honour that my parents and grandparent instilled in this simple fool. I love in the face of every lunatic that bombs or shoots their way to whatever they desire. I laugh at all the madness now, for none of it is anything compared to what my ancestors fought through to make sure that I was born. Laugh with me, as my grandparents do at every turn.

Stephen Fahey
[email protected]

Człowiek, który nie potrafił zapomnieć.

Człowiek, który nie potrafił zapomnieć.

mozgPamiętał wszystko, w tym nawet to, czego nie chciał albo nie rozumiał. Okazało się jednak, że jego przypadek był znacznie poważniejszy i to nie tylko w ramach problemu naukowego, ale również pewnego mrocznego sekretu. Szereszewski dzielił bowiem wspomnienia ze swoim drugim „ja”…

Johny Mnemonic z Rosji

W filmie pt. „Johny Mnemonic” opartym na powieści Williama Gibsona, tytułowy bohater posiada w mózgu chip, dzięki któremu staje się chodzącym bankiem informacji. Urodzony w 1886 r. rosyjski żyd, Salomon Szereszewski, mógł pełnić podobną rolę, choć w jego przypadku perfekcyjna pamięć była darem od natury.

Od urodzenia mózg Szereszewskiego nie dysponował opcją zapominania informacji, jednak wbrew utartym przekonaniom, iż tak doskonała pamięć musi iść w parze z geniuszem, Rosjanin dysponował całkiem przeciętnym intelektem. Nim błysnął swym talentem „niezapominania”, ten pochodzący z wielodzietnej rodziny niedoszły skrzypek pracował jako reporter w jednej z moskiewskich gazet.

Szereszewski dla ludzi, z którymi się spotykał sprawiał wrażenie roztargnionego, wstydliwego i zapominalskiego. Choć swymi niezwykłymi zdolnościami dysponował od dziecka, zjawił się w laboratorium psychologa dr Aleksandra Łurii dopiero jako 29-latek. Uczony badał jego zdolności przez kolejnych kilkadziesiąt lat, opisując go w literaturze psychologicznej jako „przypadek Sz.” Ich pierwsze spotkanie miało miejsce w stolicy ZSRR w latach 20. ub. wieku. Pewnego dnia do laboratorium Łurii przyszedł człowiek, który poprosił, aby zbadać jego pamięć. Jak się okazało, był to reporter jednego z sowieckich dzienników, Salomon Wieniaminowicz Szereszewski.

Młodego człowieka do psychologa wysłał naczelny redaktor gazety, który zwrócił uwagę na przedziwną rzecz. Okazało się, że pewnego ranka zauważył, iż Szereszewski nie notuje dawanych mu poleceń. Chcąc udzielić mu reprymendy za brak szacunku wobec przełożonego odkrył jednak, że reporter nie tylko pamięta swoje wytyczne, ale i polecenia wydane wszystkim innym osobom w redakcji. Ponieważ było tego bardzo dużo i zapamiętanie materiału wykraczało poza zdolności przeciętnego człowieka, Szereszewskiego wysłano na badania. Już podczas pierwszej wizyty u psychologa okazało się, że mężczyzna jest w stanie zapamiętać trzydziestoelementowy zbiór słów, przeczytawszy go zaledwie raz. Po kilkunastu latach okazało się, że w ogóle go nie zapomniał. Aleksander Łuria poświęcił Szereszewskiemu swą książkę pt. „Umysł mnemonisty: Mała książka o wielkiej pamięci”.

Pamięć bez dna

Przez wiele lat dr Łuria eksperymentował z niezwykłymi zdolnościami Szereszewskiego odkrywając, że zapamiętywanie długich ciągów liczb czy słów nie sprawia mu najmniejszej trudności. Mógł powtórzyć przekazaną mu (słownie, obrazkowo czy w innej formie) sekwencję o dowolnej długości, w dowolnej kolejności, a co najciekawsze, był w stanie przypomnieć sobie zapamiętywane ciągi, z którymi eksperymentował dzień, tydzień, rok a nawet całe lata wcześniej! Szereszewskiemu problemów nie sprawiało zapamiętywanie słów w innych językach, skomplikowanych wzorów, których nie rozumiał ani nawet dowolne wydłużanie ilości słów lub znaków, które polecono mu przyswoić.

Przekonawszy się po kilkunastu latach testów, że pamięć mężczyzny jest bezdenna, uczeni głowili się nad tym, w czym może tkwić jej sekret. Odkryto, że u Szereszewskiego zachodzą anomalne procesy zapamiętywania, a informacje są błyskawicznie i trwale przyswajane przez mózg. Dla niego samego było to dość uciążliwe a „Sz.” nie był w stanie poradzić sobie z nawałem wspomnień, gdyż jego mózg zwyczajnie nie był wyposażony w opcję zapominania.

Wspomnienia Szereszewskiego miały niekiedy bardzo niecodzienny charakter. Jeden z ciekawszych epizodów odnosi się do historii z wczesnego niemowlęctwa, jeszcze sprzed okresu, nim u dziecka wykształca się zdolność ostrego widzenia. Jak mówi, zanim zaczął świadomie rozpoznawać twarz swojej matki, Szereszewski „wyczuwał” ją w następujący sposób: „Aż do momentu, gdy zacząłem ją rozpoznawać był to tylko rodzaj uczucia, które można opisać jako stan gdy jest dobrze. Nie miała żadnej formy, ani twarzy – matka wyglądała jak coś pochylającego się nade mną, z czego płynęło dobro… przyjemność. Patrzenie na matkę przypominało oglądanie jej przez obiektyw aparatu. Na początku nic nie dało się rozpoznać i widać było tylko okrągłą mglistą plamę. Potem pojawia się twarz, a jej rysy stają się coraz bardziej widoczne…”

Jak się okazało, nadzwyczajna pamięć Szereszewskiego łączyła się ze zjawiskiem zwanym synestezją, która (mówiąc najprościej) jest stanem równoczesnego odbioru doznań zmysłowych, które zwykle występują oddzielnie. Łuria odkrył, że poruszenie jednego zmysłu aktywowało następne. „Sz.” odbierał zatem świat w zupełnie inny sposób niż przeciętny człowiek, a każde zdarzenie, słowo czy dźwięk wyzwalało w jego umyśle reakcję łańcuchową z potęgujących się doznań. Stwierdzono ponadto, że u Szereszewskiego nie występował podział na rzeczy widziane czy słyszane – otoczenie odbierane było przez niego wszystkimi zmysłami naraz. Synestezja towarzyszyła mu już od dzieciństwa. Jak mówił, kiedy nauczono go hebrajskiej modlitwy, której nie rozumiał, kolejne jej słowa pojawiały się w jego umyśle jako „kłęby pary albo rozbryzgi wody”.

W czasie jednego z eksperymentów zapytano go, jakie obrazy widzi po ekspozycji na działanie dźwięku o częstotliwości 30 Hz i natężeniu 100 db. Szereszewski odparł, iż początkowo „widział” odgłos jako wąski pasek w kolorze metalu, który stawał się coraz cieńszy i bardziej srebrzysty w miarę zwiększania częstotliwości. Przy 250 Hz synestetyk uznał go za „coś czerwonawo-różowego, w formie paska, o nieprzyjemnym smaku, jak solanka.” Taką reakcję wzbudzały u Szereszewskiego wszystkie inne dźwięki, od razu przybierając w jego umyśle widzialne formy.

Głosy ludzi również miały dla niego wyraźne kolory lub odpowiednie symbole. „Sz.” twierdził, że istnieją ludzie, „którzy mówią wieloma głosami, które brzmią jak całe kompozycje”. Także cyfry miały dla niego określony charakter lub kształt. Mówił, że: „jedynka wygląda mi na dumną osobę, dwójka na wesołą kobietę, a trójka na człowieka bardzo smutnego, choć nie wiem dlaczego”. Synestezja ujawniała się także podczas eksperymentów z pamięcią. Każdemu z wizerunków, jaki miał za zadanie sobie przyswoić, Szereszewski przypisywał obrazy, które następnie szeregował.

Niekiedy „przemieszanie zmysłów” przybierało formę, która utrudniała Szereszewskiemu normalne funkcjonowanie. Przykładem może być tu anegdota opowiadająca o tym, jak człowiek o perfekcyjnej pamięci wybrał się do sklepu po lody: „Pewnego razu poszedłem po lody. Przy ladzie zapytałem o dostępne smaki. Owocowe są! – powiedziała sprzedawczyni, ale w takim tonie, że zobaczyłem jak z jej ust wylatują węgle i sadza. Nie mogłem już myśleć o kupowaniu lodów.”

Drugie ja Salomona

Brytyjski pisarz Anthony Peake – twórca oryginalnej teorii na temat ludzkiej świadomości, zwraca uwagę na rzadko wspominany aspekt wspomnień Szereszewskiego. Podczas gdy większość uwagi zwrócona była na nieograniczone zasoby jego pamięci, niewiele uwagi poświęcano pewnym intrygującym lub wręcz mrocznym szczegółom, które były w nich zawarte. W niektórych relacjach pojawia się bowiem tajemniczy „on”, którego istnienie wskazuje, iż nie wszystkie wspomnienia mogły pochodzić stricte ze świadomości Salomona Szereszewskiego.

Przykładem może być historia „Sz.” o przeprowadzce. „Mam osiem lat. Przeprowadzamy się w inne miejsce, ale nie chcę jechać. Mój brat prowadzi mnie za rękę do taksówki, która czeka na zewnątrz. W środku siedzi kierowca, który przeżuwa marchew. Ale nie chcę odjeżdżać. Widzę, że on stoi w oknie mojego pokoju. Nigdzie się nie wybiera.”

W innym przypadku Szereszewski przypomina sobie sytuację, w której wybiera się do szkoły, widząc swoje drugie „ja”: „Widziałem siebie, podczas gdy on miał udać się na lekcje. Byłem zły, że tak się guzdra przed wyjściem.”

Kim był zatem tajemniczy „klon” Szereszewskiego, przejawiający się w jego wspomnieniach? Dla Peake’a wydaje się on być elementem naszej świadomości, którego nazywa „Daimonem”. Brytyjczyk twierdzi, że jest to twór nadrzędny wobec „Eidolona” – naszego ego, który dysponuje perfekcyjną pamięcią. Choć „Daimon” (dający się porównać z freudowskim superego) u większości osób pozostaje w ukryciu, niekiedy daje o sobie znać w postaci „wewnętrznych głosów”, sumienia lub przeczuć. Śladem po działalności tej dziwnej części naszej świadomości jest również zjawisko „filmu z własnego życia” – niezwykłe doznanie, o którym mówią ludzie, którzy otarli się o śmierć, oglądający realistyczne sceny z własnego życia, które przelatują im przed oczyma. Generowane są one właśnie przez „Daimona”, który przechowuje wszystkie nasze przeżycia. Mózg Szereszewskiego mógł w jakiś sposób mieć z nim stałe połączenie, a wszystkie jego wspomnienia pochodziły z obszaru pamięci, która u innych osób istnieje w sferze podświadomej i nigdy nie jest dostępna.

Łuria dobrze wiedział o „rozszczepie osobowości” u „Sz.” i uznał go za rodzaj psychologicznego „mechanizmu kopiującego”. Zdarzały się jednak przypadki, w których Szereszewski zdradzał bardzo intrygujące informacje o swoim „Daimonie”, z którym mógł się komunikować. Pewnego razu stwierdził: „Jeśli choć na chwilę się zamyślę, wtedy on mówi coś, czego nie powinien…” Peake sugeruje, że Rosjanin mógł, w przeciwieństwie do większości ludzi, funkcjonować cały czas jako swoja wyższa osobowość.

Nauczyć się zapominać

Co ciekawe, nawet pamięć Szereszewskiego miała pewne granice. Miał on przykładowo słabą zdolność do zapamiętywania głosów słyszanych w słuchawce telefonu oraz twarzy. Z tymi drugimi wiązał się bardziej złożony problem. Szereszewski bowiem nie tyle nie pamiętał jak kto wygląda, co przywoływał w swojej pamięci zbyt dużą ilość elementów charakteryzujących oblicze danego człowieka. Widok każdej twarzy wywoływał u niego proces związany z przypominaniem sobie każdego grymasu czy zmiany wyglądu zachodzącej z biegiem czasu. Również podczas rozmów telefonicznych mężczyzna wydawał się być „sparaliżowany”, gdyż każde usłyszane w słuchawce słowo przywoływało u niego mnogość synestetycznych obrazów i wspomnień.

Podobnie było z rozwijaniem i zapamiętywaniem metafor czy abstrakcyjnych koncepcji, takich jak choćby „wieczność” czy „nieskończoność”, które powodowały u Szereszewskiego chwilowy kryzys w „wewnętrznym systemie operacyjnym”. Wielką trudność przynosiło mu także czytanie wierszy lub wizualizowanie sobie fikcyjnych scen, gdyż, jak pisze Łuria „każde słowo lub wyrażenie przeobrażało się w intensywne wizualizacje i obrazy, które sobie nawzajem przeczyły. Patologiczna pamięć Szereszewskiego uniemożliwiała mu podjęcie regularnej pracy, czerpanie radości z literatury lub nawet zwyczajne abstrakcyjne myślenie.”

Perfekcyjna pamięć stała się dla „Sz.” przekleństwem. Przez wiele lat próbował pozbyć się z mózgu natłoku niepotrzebnych informacji, a także niemiłych przeżyć wykorzystując do tego różnorakie techniki, które nie zawsze okazywały się skuteczne. W swej wyobraźni starał się na przykład spisywać wspomnienia na kartkach i wizualizować sobie jak płoną. Niekiedy przynosiło to zamierzony skutek, jednak wydawało się, że Szereszewski nie jest w stanie usunąć ze swej głowy niczego, co raz się w niej zapisało. Dręczyły go także liczne problemy dnia codziennego. Człowiek, który pamiętał wszystko miewał trudności z czytaniem, gdyż każda litera i słowo wyzwalały łańcuch synestetycznych emocji, podobnie zresztą jak każdy inny incydent w jego życiu.

„Sz.” przez pewien czas występował jako estradowy mnemonista zadziwiający publiczność swymi niezwykłymi pamięciowymi zdolnościami. Nie przyniosło mu to oczekiwanej satysfakcji, przez co później rozpoczął pracę jako moskiewski taksówkarz. O końcówce życia, kiedy toczyła go choroba psychiczna, niewiele wiadomo. Data jego śmierci pozostaje nieznana. Przyjmuje się, że zmarł w okolicach 1958 roku. Jak na ironię, mało kto dziś pamięta o człowieku, który nie umiał zapominać…

Autor: Piotr Cielebiaś

Źródło: http://www.vismaya-maitreya.pl/zakryte_zagadki_czlowiek_ktory_nie_potrafil_zapomniec.html

Przemijanie…

Przemijanie…

zaduszkiMam nadzieję, że każdy czytający ten tekst zgodzi się ze mną, iż każdy człowiek lubi przebywać z ludźmi podobnymi sobie. Oznacza to, że dobrze się czujemy przebywając w tej samej grupie zawodowej. Dobrze się czujemy przebywając w „swoim” środowisku. A gdy tylko pojawi się jakiś „obcy”, od razu jesteśmy w stanie go zauważyć. Co więcej, od razu obrzucimy go swym spojrzeniem, dokonując pierwszej oceny. Jeszcze większa przepaść pojawi się, gdy okaże się, że ów obcy pochodzi z niżej usytuowanej grupy społecznej. W takim przypadku krytyka staje się natychmiastowa. Surowej ocenie zostanie poddany jego wygląd, ubranie, sposób wysławiania się, niższe zarobki oraz pochodzenie. Będziemy więc czuć się lepszymi, a przez to bardziej przez siebie docenieni i dowartościowani. Mamy bowiem z kim się porównać i we własnych oczach uplasować się o niebo wyżej od tych, którzy się nam nie podobają.
Podejmuję tę refleksję na progu uroczystości Wszystkich Świętych. Jest to dzień, gdy wielu ludzi decyduje się nieraz na daleką podróż, pokonując setki kilometrów, aby choć na chwilę, na mały moment stanąć przy grobach swoich bliskich; aby pomodlić się za nich, aby wyprosić im łaskę wiecznego zbawienia. Stając tak na naszych cmentarzach, uświadamiamy sobie jednocześnie znikomość ludzkiego życia. Po raz kolejny pytamy też siebie o jego sens, o sens podejmowanych wyrzeczeń, ciągłego zabiegania. W szczerości zadajemy proste pytanie: po co to wszystko? I wspominamy tych, którzy jeszcze niedawno byli pomiędzy nami, z którymi razem śmialiśmy się, dyskutowaliśmy, sprzeczaliśmy się… A dzisiaj zostało po nich puste miejsce i pustka w sercu, której nic ani nikt nie jest już w stanie zapełnić.
Myśląc o przemijaniu i o umieraniu dochodzimy też do wniosku, że nie warto w życiu posługiwać się obłudą, fałszem, złością. Nie warto żyć w nieprzyjaźni i kłótni. Po prostu nie warto. Bo to życie jest takie kruche i takie krótkie…
Do tego można dodać jeszcze jedną myśl, zaczerpniętą z Księgi Mądrości, której fragment usłyszymy w najbliższą niedzielę (por. 11,22-12,2). Oto jej autor rozpoczyna swój wywód stwierdzeniem, że przy wielkim i niepojętym Bogu cały świat jawi się jak maleńkie ziarenko, jak „kropla rosy porannej, co spadła na ziemię”. W ten świat wpisany też jest każdy z nas i życie każdego z nas… Skoro jednak świat porównany jest do ziarenka i do niewielkiej kropli rosy, to kim we wszechświecie jest człowiek? „Prochem i niczem” – podpowiada literacki ksiądz Piotr w III części „Dziadów” Adama Mickiewicza. „Prochem i niczem”. A jakże często wydaje się nam, że będziemy mieszkańcami ziemi w nieskończoność. Że będziemy zawsze opływali w dostatki, sławę i bogactwo…
Dlatego w pokorze spójrzmy na siebie samych. Nie porównujmy się z innymi. Nie wywyższajmy się. Nie krytykujmy innych. Bóg bowiem nad wszystkimi ma litość: i nad tymi dobrymi, i nad złymi. Wszystkich miłuje, bo nie może mieć w nienawiści tego, co sam stworzył – podpowiada autor Księgi Mądrości. Co więcej, Bóg „zamyka nawet swe oczy” na ludzie grzechy, aby tylko człowiek nawrócił się i zszedł z drogi zła.
Niech rozbrzmiewają w nas słowa tej niezwykłej Księgi. Szczególnie w tych ważnych dniach niech dojdzie też do serc naszych przesłanie, że jest w nas „nieśmiertelne tchnienie” – dar od Boga, który chce, aby każdy z nas w Niego szczerze uwierzył…

ks. Robert Kaczorowski, Szemud
Archidiecezja Gdańska