Chiny – rozpoczęta totalna kontrola ludności.

Chiny – rozpoczęta totalna kontrola ludności.

Władze Chińskiej Republiki Ludowej przygotowują się do wprowadzenia systemu ocen, który będzie oceniać czyny każdego człowieka. Do 2020 roku życie obywateli Chin zostanie poddane całkowitej kontroli rządu.

Władze rozpoczęły wprowadzanie systemu masowego monitoringu i oceny działalności mieszkańców kraju, poczynając od zakupów w internecie a kończąc na odwiedzinach starych rodziców i przejazdu „na gapę” w środkach transportu publicznego. Śledząc każdy krok człowieka system ten będzie nadawał obywatelom społeczną ocenę, która będzie albo otwierać dodatkowe możliwości w życiu albo będzie zamykać wszystkie możliwe drzwi.

„Całkiem jak w „1984” – totalna inwigilacja każdego”. To są słowa obrońcy praw człowieka Tsan Ai Tsuna z Hangzhou o systemie społeczno-finansowej oceny, którą władze chińskie planują wprowadzić na całym terytorium kraju do 2020 roku. W jego mieście, tak jak i w dziesiątkach innych regionów Chin, już działa taki system, niechby nawet w ograniczonej postaci, czy to terytorialnej czy funkcjonalnej. Istota systemu sprowadza się do totalnej kontroli życia wszystkich obywateli, gromadzenia dostępnych informacji w jednej bazie danych i ich analizie.

Objęci systemem, w zamierzeniu władz, będą dosłownie wszyscy. Terminowa zapłata rachunków, prawidłowe kierowanie samochodem, zachowanie się w sieciach społecznościowych, zakupy w internecie, odwiedziny starych rodziców i nawet to czy obywatel śmieci na ulicy.

W ideale system będzie oceniał każde znaczące zachowanie ażeby następnie wyliczyć ocenę, która będzie bezpośrednio wpływać na życie ludzi. Obywatele z dobrą oceną będą, na przykład, w pierwszej kolejności obsługiwani przez instytucje rządowe albo otrzymają dostęp do innych dóbr i możliwości. Ci, którym system da złą ocenę, najprawdopodobniej, nie będą mogli otrzymać kredytu, wyjechać z kraju i z trudnością zdołają posłać swoje dziecko do szkoły.

Po raz pierwszy o społeczno-finansowej ocenie władze chińskie wspomniały w 2014 roku. A w październiku roku bieżącego prezydent Chin, Xi Jinping, po raz kolejny wspomniał o konieczności reformowania społecznego zarządzania co powinno, w ostatecznym wyniku, „podwyższyć możliwość przewidzenia i zapobieżenia ryzykom wszelkich rodzajów”.

W dokumentacji projektowej przygotowywanego systemu oceniania obywateli, opublikowanego przez Radę Państwa Chin jeszcze w 2014 roku, mówi się, że ten system powinien stworzyć „przejrzystość w gospodarczym, społecznym i politycznym życiu kraju”.

Dzisiaj już trzydzieści lokalnych organów władzy przeprowadza testy lokalnych systemów, podobnych do tego, który planuje się uruchomić na poziomie państwowym.

Jednocześnie w kraju już działa system czarnych list. W mediach opowiada się o jednym przypadku kiedy pewien właściciel firmy turystycznej przegrał sprawę w sądzie z właścicielem nieruchomości. Po tym został on wpisany na czarną listę i teraz nie może kupować biletów lotniczych i na pociągi wielkiej prędkości.

Źródło: www.inform-relig.ru/news/detail.php?ID=12841

Za: www.dsnmp.ru/vnedryaetsya-totalnyiy-kontrol-nad-naseleniem-sistema-reytingov-v-kitae-budet-otsenivat-kazhdyiy-postupok-cheloveka/

Tłumaczenie Tamara

Źródło: http://wolna-polska.pl/wiadomosci/chiny-rozpoczeta-totalna-kontrola-ludnosci-2016-12

Zagadka wielkich Megalitów.

Zagadka wielkich Megalitów.

W wielu miejscach Europy zachodniej a także w krajach Bliskiego Wschodu w Afryce można je odnaleźć: megality, przedhistoryczne kamienne dokumenty o olbrzymich rozmiarach. Są to świadkowie religii, o którym niewiele wiadomo, świadkowie kultu, którego można się tylko domyślać. Kto budował gigantyczne budowle Stonehenge, na gołych równinach Salisbury i solidne kamienne ulice w Bretanii, kto zbudował olbrzymie, megalityczne groby w północnych Niemczech lub domy kultowe we wschodniej Jutlandii? Kto transportował gigantyczne kamienne bloki o wadze 50 i więcej ton przez setki kilometrów? A co przedstawiają gigantyczne budowle? Miejsca kultu? Świątynie zaginionego ludu? Ogromne groby? Obserwatoria słońca? Jest pewne, że megality są liczącymi tysiące lat świadkami jednej lub kilku religii z wczesnej epoki kamiennej i okresu zamykającego epokę brązu.

Kultura megalityczna dotarła do Europy prawdopodobnie z Indii i Palestyny przez wyspy śródziemnomorskie – Malte, Sardynię i Kostarykę, Francję, Anglię i północne Niemcy aż po Skandynawię. Była to religia, której elementem były kult zmarłych i ogromne cmentarze. Ołtarze i świątynie z prastarym kultem, którego centrum było słońce magma meter, matki boga, bogini żałoby symbol urodzaju i życia. Niewątpliwie różne grupy megalitów są spokrewnione. Na Sardynii, zwanej Wyspą ciszy, znajduje się około 10 000 megalitycznych okrągłych budowli (nuraghi). O ich budowniczych mieszkańcach i przyzwyczajeniach i kulturze nic nie wiadomo. Najsłynniejszy nuragh-Sa Nuraxi, niedaleko miasteczka Barumini pochodzi prawdopodobnie z XIII wieku p.n.e.

Megality z Wyspy Wielkanocnej

Około 1000 dolmentów celtyckie słowo, oznaczające kamienne stoły i blisko 5000 prosto stojących menhirów (długie kamienie), wyznaczą drogę, którą szedł kult słońca pod wielkimi skałami znajdowały się grobowce wielkie płyty kryjące o ciężarze do stu centarów (1 centar = 50kg) wyglądają jak kamienne stoły dla olbrzymów. Największe miejsce kultu tajemniczego narodu, którego nazwy nieznany, leży w Bretanii między półwyspem Quiberon a zatoką, Morbihan. Centrum ogromnego cmentarzyska, na którym grzebani byli wiele stuleci temu najbardziej szlachetni, co wynika z pozostawionych napisów runowych. Obok ogromnych cmentarzy powstały na wyspach Morza śródziemnego specyficzne formy megalitycznych budowli kultowych, które wzniesiono prawdopodobnie pod wpływem kultur z Półwyspu Iberyjskiego. Na zimnej północy, na płaskiej równinie Salisbury wznoszą się trylity ze Stonehenge, najmłodszego megalitycznego pomnika na ziemi angielskiej, którego datę powstanie oszacowano metodą węgla radioaktywnego na 1600 rok p.n.e. (Epoka wczesnego brązu).Ta słynna kamienna kompozycja we formie okręgu o średnicy 88 m utworzona została z 30 mocnych, starannie ociosywanych i połączonych, menhirów. Czy Stonehenge było świątynią Północy, Która służyła zarówno kultowi Słońca, jak i kultowi zmarłych? Czy kapłani obserwowali stąd wschód gwiazd? Odnaleziono dowód istnienia Stonehenge, pochodzący z czasów greckich.

Dziejopis Hekateus z Abwery pisał 300 roku p.n.e. o miejscach kultu w Stonehenge, w którego okolicy odkryto 483 groby z epoki wczesnego brązu: Naprzeciwko zimnych krajów leży w przyległym oceanie położona na północy wyspa, która nie jest mniejsza od Sycylii. Na wyspie jest wspaniały las, który jest poświęcony Bogu Słońca i osobliwa świątynia o okrągłym kształcie. Co 19 lat, w czasie, gdy Słońce i Księżyc przybierają to samo położenie przybywa na wyspę Apollo.

Artykuł: Amon dla Strefa44.pl

Źródło: http://strefa44.pl/zagadka-wielkich-megalitow/

Absurdy Korei Północnej – Niewidzialny telefon, wodoodporny płyn i grzybowy energetyk.

Absurdy Korei Północnej – Niewidzialny telefon, wodoodporny płyn i grzybowy energetyk.

Poza rakietami i bronią nuklearną Korea Północna może pochwalić się także innymi niesamowitymi produktami własnej produkcji. Napój dodający sił witalnych z grzybów i wodoodporny płyn to tylko niektóre z nich. A gdy twórcom brakuje pomysłów, bez skrępowania „inspirują” się pomysłami kolegów z zachodu.

Jednym z najnowszych wynalazków Korei Północnej jest ten stworzony przez naukowców z Instytutu Badań Mikrobiologicznych Państwowej Akademii Nauk. To napój dodający energii witalnej.

„W bardzo skuteczny sposób poprawia zdolności fizyczne sportowców i likwiduje zmęczenie” – reklamowała w maju tego roku agencja prasowa z państwa Kimów.

Grzybowy energetyk

Proces produkcji północnokoreańskiego energetyku objęty jest tajemnicą. Wiadomo tylko, że jest robiony z grzybów, jednak nie wiadomo z jakich. Nie wiadomo też jakiego jest smaku.
Wiadomo za to, że powstanie grzybowego napoju to zasługa Kim Dzong Una, który w ubiegłym roku otworzył Centralny Instytut Badań na Grzybami. A ten w końcu został zbudowany – jak informowała KCNA – „według szlachetnej intencji przywódcy do stworzenia nowej historii uprawy grzybów”.

Hamburger Kima

14 lat wcześniej na północnokoreańskich stołach po raz pierwszy pojawił się hamburger. I choć świat zajadał się nim już od wieku, Koreańczycy z Północy zostali poinformowani, że wynalazł go ówczesny przywódca Kim Dzong Il.
Miał to zrobić, by „poprawić jakość żywienia studentów i nauczycieli”. Pewnie przynajmniej części z nich zbytnio to nie zdziwiło, bo Kim już za życia w swoim kraju traktowany był jak bóg.
W Korei Północnej bułka z kotletem pośrodku nie dostała nazwy hamburger, ale „gogigyeopbbang” i w menu opisany został po prostu jako „podwójny chleb z mięsem”.

Płyn wodoodporny

Światowi naukowcy musieli pewnie przecierać oczy ze zdumienia, gdy usłyszeli o tym wynalazku północnokoreańskich naukowców. W 2010 roku Korea Północna z dumą ogłosiła, że stworzyła wynalazek pokolenia… wodoodporny płyn. Do czego służy?
Według Północnokoreańskiej Centralnej Agencji Prasowej (KCNA) dzięki „polimerowi parafinowemu w składzie i swoim wyjątkowym właściwościom” działa jako idealny uszczelniacz do podłóg. „Nowy wynalazek, lepiej niż inne płyny wypełnia szczeliny w podłogach oraz ścianach już za pierwszą aplikacją. Zaczyna działać w sekundę. Do tego jest tani w produkcji i nie zanieczyszcza środowiska” – zachwalano go.
Od momentu wynalezienia – jak zapewnia agencja – ten wodoodporny płyn jest stale używany do budowy mieszkań w całym Pjongjangu.

Niewidzialny telefon

Jeśli ktoś ma wątpliwości, to Korea Północna specjalizuje się także w tworzeniu nowych technologii. Cztery lata temu w czasie mundialu świat obiegła informacja, że Kim Dzong Il, udziela północnokoreańskim piłkarzom wskazówek na żywo podczas meczów.
Według trenera reprezentacji Kim Dzong Huna, który udzielił wywiadu ESPN, było to możliwe dzięki niewidzialnemu telefonowi komórkowemu. – Przekazywał porady taktyczne podczas meczów, korzystając z telefonu niewidocznego gołym okiem – przekonywał.
Porady na niewiele się zdały – drużyna Korei Północnej przegrała każdy mecz i szybko odpadła z mistrzostw.

Kim (prawie) jak Jobs

Jeśli Koreańczycy nie mogą czegoś sprowadzić zza granicy – a lista ta ze względu na embargo na produkty luksusowe jest długa – stworzą to sami, przy okazji inspirując się oryginałem. Nieraz wyjątkowo mocno.
Stworzyli więc własny system operacyjny, który łudząco przypomina ten na komputery produkowane przez Apple. Najnowszy z 2013 roku nazwali Red Star OS 3.0.
System stworzony przez Koreańskie Centrum Komputerowe, rządowy ośrodek informatyczny, oparty jest na darmowym Linuksie. Dostosowany jest oczywiście do północnokoreańskich realiów. Dostępny jest jedynie w języku koreańskim, a data widoczna w komputerze to 103 rok. Korea Północna żyje bowiem według tzw. kalendarza dżucze, liczonego od momentu narodzenia pierwszego przywódcy kraju Kim Ir Sena w 1912 roku.
Systemu używają przede wszystkim studenci i naukowcy z Uniwersytetu Nauki i Technologii w Pjongjangu. W większości przypadków – poza wysokimi urzędnikami – użytkownicy nie mają dostępu do zwykłego internetu, a korzystać mogą jedynie z państwowej sieci Kwangmyong (nazwa koreańskiego miasta) za pomocą przeglądarki „Naenara” („Moje Państwo”).

Walka o ciasteczka

Podobnie jak z systemem komputerowym, reżim poradził sobie z innym problemem – deficytem produktów nadzwyczaj pożądany przez Koreańczyków z państwa Kima: czekoladowe ciasteczka Choco Pie.
Te czekoladowe łakocie produkowane są w Korei Południowej. Mieszkańcy z Północy mają jednak do nich dostęp – choć w ilościach limitowanych – przez strefę Kaesong. To okręg przemysłowy zlokalizowany pomiędzy dwoma Koreami, administrowany przez rząd Kimów.
Jednak, gdy w 2013 strefę z powodu eskalacji napięcia pomiędzy Pjongjangiem a Seulem Kaesong zamknięto, Koreańczycy z Północy zostali odcięci do dostaw tego cennego dla nich produktu. Postanowili więc kultowe południowokoreańskie słodkości podrobić. I choć efekt był mizerny, bo ciasteczka były za słodkie i miały inny smak, to sentyment do nich spowodował, że popyt na podróbki i tak był wielki.
Z czasem strefę Kaesong ponownie otwarto, Północ nie zaprzestała jednak produkowania swojej wersji ciasteczek, przy okazji używając ich w wojnie propagandowej. Reżim tłumaczy, że te z Południa są szkodliwe dla żołądka.

Samochody made in (North) Korea

Ale z Korei Północnej pochodzą także mniej abstrakcyjne produkty. Co może zaskoczyć kierowców koreańskich samochodów Kia i Hyundai, niektóre z ich aut są robione właśnie przez Koreańczyków z Północy.
A to dlatego, że część południowokoreańskich fabryk, w tym produkujących części do samochodów, znajduje się w strefie Kaesong. Pracuje tam ok. 100 tys. robotników, połowa pochodząca z Północy.

Źródło: http://losyziemi.pl/absurdy-korei-polnocnej-niewidzialny-telefon-wodoodporny-plyn-i-grzybowy-energetyk

Tak wygląda nowa siedziba Unii Europejskiej. Kosztowała 321 mln euro.

Tak wygląda nowa siedziba Unii Europejskiej. Kosztowała 321 mln euro.

Zmagająca się z kryzysami Unia Europejska doczekała się nowej siedziby. Zewnętrzną konstrukcję wykonano z ram okiennych zebranych z całej Europy, jak hołd dla różnorodności. Kosz to 321 milionów euro.

Nowej siedzibie nadano imię „Europa”. Mieści się w centrum dzielnicy europejskiej w Brukseli naprzeciwko siedziby Komisji Europejskiej. Budynek ma powierzchnię 70 646 metrów kwadratowych.

Budowa została w większości sfinansowana z budżetu UE. Pierwotnie koszty oszacowano na 240 mln euro, ale wzrosły one do 321 mln. Sekretariat generalny Rady UE tłumaczy to przede wszystkim wzrostem kosztów pracy i materiałów.

„Zewnętrzną konstrukcję wykonano ze starych dębowych ram okiennych, pozyskanych z wyburzanych budynków z całej Europy. Te autentyczne stare ramy okienne, wygładzone, oczyszczone, odnowione, polakierowane i umieszczone w wielkich ramach ze stali nierdzewnej, utworzyły fasadę. Nie chodziło tylko o recykling materiałów, ale o złożenie hołdu dla europejskiego rękodzieła i kulturowej różnorodności” – powiedział główny architekt.

Nowa siedziba zacznie być regularnie wykorzystywana w pierwszej połowie 2017 roku.

https://www.youtube.com/watch?v=KxJaFxWPOQU

Źródło: https://ndie.pl/wyglada-nowa-siedziba-unii-europejskiej-kosztowala-321-mln-euro/

Absurdy unijnych dotacji.

Absurdy unijnych dotacji.

unia-flagaNadmierne zadłużenie, które jest efektem wydawania pieniędzy na unijne projekty spowodowało, że polskie samorządy nie mają środków na kolejne „inwestycje” w aktualnej perspektywie finansowej.

Koszty obsługi już zaciągniętych długów wciąż rosną a samorządów nie stać już na nowe kredyty czy emisję obligacji. Co gorsza, większość „inwestycji” trzeba na bieżąco utrzymywać na co jednak Bruksela nie przewiduje funduszy.

Z prognoz na lata 2016-2019 wynika, że 20-30 proc. samorządów znajdzie się w sytuacji, w której nie będzie w stanie współfinansować kolejnych projektów. Nie jest to jednak do końca zła wiadomość, patrząc na cele, jakim służyły unijne dotacje.

Oto wybrane przykłady ze świata absurdalnych dotacji unijnych:

Władze małej słowackiej wioski o nazwie Dojč kupiły toaletę publiczną za 60 tys. euro. Z toalety, która jest wielkości małego domku, nikt jednak nie korzysta.
W ramach dotacji dla rolnictwa bułgarska firma, która otrzymała 1,3 mln euro, kupowała sprzęt od innej bułgarskiej firmy. Okazało się, że właścicielem obu firm był ten sam człowiek, który sam sobie sprzedawał sprzęt po skrajnie zawyżonych cenach.
W innym przykładzie dotowane przez Unię panele słoneczne importowane z Chin, były sprowadzane ze sfałszowanymi dokumentami, by uniknąć antydumpingowych ceł.
10 procent czeskich sadowników po pięciu latach od posadzenia drzewek z dotacji ścięło je, bo chodziło tylko o otrzymanie pieniędzy.
W Bułgarii 3 mln euro przeznaczono na produkcję płyt DVD dla fabryki, która nie miała dachu i 2 mln euro na windę, której nigdy nie używano.
We Włoszech wydano miliony na inwestycje w energię odnawialną, których celem było pranie pieniędzy przez mafię sycylijską.
Tanzanii przekazano prawie 200 tys. euro na lekcje tańca na trapezie, a jeszcze więcej na naukę tworzenia dzieł sztuki z plastikowych torebek.
Wydano kilkadziesiąt milionów euro na wspieranie rolnictwa i przemysłu cukrowego na Fidżi.
Holenderski „artysta” Jeroen Van Dam otrzymał grant w wysokości 96 tys. euro na „dzieło sztuki”, na które składały się zardzewiała beczka i odchody słonia.

W Polsce również mamy się czym pochwalić.

Marnowanie pieniędzy jest u nas na porządku dziennym. Wystarczy wspomnieć chociażby drogowe fotoradary, które obecnie są już nielegalne czy budowanie zamków z piasku na plaży w Kołobrzegu za 40 tys. zł.

Ponadto 36 portali internetowych, które otrzymały unijne finansowanie w wysokości 15 mln zł w ramach projektu Innowacyjna Gospodarka przestało już istnieć. Były to portale niezwykle „innowacyjne”, m.in. portal z horoskopami dla psów za 467 tys. zł, Koci Facebook za 672 tys. zł, portal dla mniejszości seksualnych czy portal Striptiz za 485 tys. zł, który pozwala rozebrać modelkę.

Inne dotacje zostały wypłacone m.in. na szkolenia gender dla dzieci przedszkolnych, dla organizacji aborcyjnej, dla kliniki przeprowadzającej zabiegi in vitro czy na kampanię społeczną promującą Cyganów.

W Pludrach w województwie opolskim za 350 tys. zł wyremontowano stację kolejową, na której nie zatrzymuje się ani jeden pociąg. Podobnie kwestia wygląda z pociągiem na lotnisko w Świdniku, który jeździ pusty, bo jego rozkład jazdy nie jest dostosowany do rozkładu lotów.

Powiat cieszyński z kolei zdecydował się poprosić o unijną dotację na zakup kawy i ciastek dla urzędników za 25 900 zł.

To tylko ciekawostki.

A ile pozostaje jeszcze potężnych, wielomiliardowych inwestycji, które zadłużyły samorządy, nigdy się nie zwrócą bądź są po prostu bezużyteczne?

źródło: parezja.pl

Źródło: https://tajemnice.robertbrzoza.pl/kontrola/absurdy-unijnych-dotacji/

Czy Armagedon jest blisko?

Czy Armagedon jest blisko?

armagedonZastanawiamy się co zrobić, by powstrzymać degradację środowiska i chronić Ziemię przed nadmierną eksploatacją. Tymczasem zagrożenie może przyjść z kosmosu. Obiekt o średnicy 1000 m wystarczy, by życie na Ziemi przestało istnieć.

Hollywood już dawno sięgnęło po temat zderzenia Ziemi z asteroidą. Fantastyczne obrazy i przepowiednie ukazują ostateczny kataklizm. Rozrywka opiera się zwykle na efektach specjalnych i sensacyjnej fabule. W kasowych produkcjach zawsze znajduje się bohater, potrafiący – dzięki niezwykłym przymiotom charakteru – obronić naszą cywilizację. Hitem okazał się film pt. „Armagedon”, który wyreżyserował Michael Bay.

Popularna rozrywka zepchnęła temat zagrożenia kryjącego się w przestrzeni kosmicznej do poziomu zabawnej anegdoty lub ciekawostki. Tymczasem poważne instytucje naukowe prowadzą nieprzerwany monitoring, by zawczasu dowiedzieć się o ewentualnej kolizji dużego obiektu z Ziemią.

Wiemy, jak zagrożenie wyobrażają sobie wizjonerzy z Hollywood. Co natomiast twierdzą naukowcy?

Niszcząca kolizja

– Nasza placówka sprawdza obecność obiektów, które mogą zagrażać Ziemi – mówi dr hab Barbara Popielawska z Centrum Badań Kosmicznych PAN. – Nie ma stałego monitoringu, ale asteroidy są liczone – dodaje. Całoroczna rejestrację prowadzi NASA w ramach Near-Earth Object Program. Okazuje się, że zagrożenie jest całkiem realne. Kosmiczne katastrofy zdarzały się już wcześniej.

Między Kambrem a Ordowikiem (488 mln lat temu) z niewyjaśnionych do końca przyczyn z powierzchni Ziemi zniknęły trylobity i ramienionogi. Kolejne wyginięcia następowały z zaskakującą regularnością. W Permie życie zdawało się kwitnąć – na lądzie i w oceanach rozwijały się najróżniejsze rośliny i zwierzęta. Ale 250 mln lat temu 90 proc. z nich wyginęło niemal natychmiast. Naukowcy starają się ustalić, co spowodowało katastrofę. Prawdopodobnie sprawczynią była potężna asteroida o średnicy 50 km. Ślady uderzenia znaleziono pod lodami Arktyki…

Najsławniejszy kataklizm miał jednak miejsce znacznie później. Badacze podejrzewają, że na przełomie Kredy i Trzeciorzędu (ok. 65 mln lat temu) potężna asteroida zabiła dinozaury, otwierając tym samym nową erę.

Jak wygląda katastrofa?

Według prof. B. McGuire’a z University Collegue w Londynie, uderzenie, które zabiło dinozaury spowodowało, że wyparował ocean, a w powietrze wyleciało 100 trylionów ton roztopionego materiału skalnego. W jednej chwili całkowitej destrukcji uległ obszar wielkości Europy. Nastąpiło gigantyczne trzęsienie Ziemi, a potem huragan o olbrzymiej, niszczącej sile. Rozgrzane skały spadające z nieba do szczętu spaliły ziemię. Kataklizm zmienił 25 proc. życia na Ziemi w popiół. Kolejne dni dopełniły zniszczenia. Siarka zatruła wodę, skazując na zagładę morskie organizmy. Pyły przysłoniły Słońce, temperatura spadła średnio o 15 st. Celsjusza. To zabiło roślinność i pozbawiło ocalałe zwierzęta pokarmu. Dinozaury umarły z głodu…

– Konsekwencje takiego zderzenia rzeczywiście byłyby dramatyczne. Kolizja z obiektem o średnicy 500 m mogłaby spowodować katastrofę globalną. Jest duża szansa, że ewentualna asteroida trafi w ocean. W takim wypadku zanieczyszczenie atmosfery byłoby nieco mniejsze, ale z kolei uderzenie w wodę wywołałoby potężną falę tsunami – tłumaczy dr hab. Małgorzata Królikowska-Sołtan z Pracowni Dynamiki Układu Słonecznego i Planetologii Centrum Badań Kosmicznych PAN. – Na szczęście nie możemy powiedzieć, że katastrofa zdarzy się na pewno – dodaje.

Prawdopodobieństwo zderzenia

Meteoryty wielkości samochodu i większe spadają 3-4 razy w roku. Mniejsze asteroidy uderzają w Ziemię raz na 100 lat. Ten, który wywołał „katastrofę Tunguską” (a więc stosunkowo niewielki) spadł w 1908 roku. Zniszczeniu uległo 2000 km2 Imperium Rosyjskiego. Co by się stało, gdyby na drodze stanęły Paryż, Londyn lub Warszawa?

Asteroidy przekraczające 100 m uderzają w naszą planetę raz na 1000 lat, wiec stosunkowo rzadko.

– Obiekt wielkości 500 m. trafia w Ziemię raz na milion lat – szacuje Królikowska-Sołtan.
– W tej chwili znamy 90 proc. dużych planetoid znajdujących się blisko Ziemi. Nowe odkryjemy z wieloletnim wyprzedzeniem. Nie dotyczy to niestety całkowicie nieprzewidywalnych komet. Może się zdarzyć, że dostrzeżemy kometę zaledwie 6 miesięcy przed uderzeniem – dodaje naukowiec. W tej chwili to zbyt mało, by społeczność międzynarodowa mogła zareagować.

Czy możliwa jest zmiana kierunku komety? – To jak najbardziej realne. Orbitę obiektu można zmienić za pomocą wybuchu (niekoniecznie musi to być eksplozja jądrowa) – tłumaczy Królikowska-Sołtan.

Prawdziwy problem stanowią obiekty o średnicy powyżej 1 km. Uderzenie takiej asteroidy spowodowałoby natychmiastowe zmiany w całym ekosystemie, a w efekcie wymarcie gatunku ludzkiego. Według NASA w pobliżu Ziemi jest ponad 800 tak dużych asteroid.

Źródło: http://alexjones.pl/aj/aj-technologia-i-nauka/aj-kosmos/item/21528-czy-armagedon-jest-blisko?